środa, 23 maja 2012

"Tylko ja i on. Tylko on i ja."


Rozdział 4
" Tylko ja i on. Tylko on i ja. "
Przestawałam z nogi na nogę, bawiąc się jakimś frędzlem od szkolnej szaty. Oczy szkliły się od łez niczym tafla srebrnego jeziora odbijająca światło księżyca. Nie mogłam opanować drżenia dolnej wargi, którą z nerwów przygryzałam coraz to mocniej i mocniej. Spojrzałam na "siostrę" spod długich, dość jasnych rzęs. 
- Dlaczego powiedziała to tobie? - jęknęłam po cichu. W głowie miałam milion pytań. Połowy nie byłam w stanie zadać, były dla mnie zbyt bolesne. 
- Zgaduję, że nie miała innego wyjścia, jeżeli chciała by te informacje bezpiecznie do ciebie dotarły. - westchnęła i gestem ponownie nakazała mi usiąść. 
Podniosłam uprzednio przewrócone przeze mnie krzesło i z gracją smoka na nim usiadłam. Skrzypiało przy każdym moim ruchu. Zgrzytanie raniło moje uszy, czułam się jakby ktoś wbijał w nie tysiące igieł na raz. Schowałam twarz w dłoniach. 
- Nie mogę w to uwierzyć. - wytarłam rękawem kolejny strumień łez. 
- To wszystko nabrało sensu. Wreszcie nabrało sensu. - spojrzałam na nią zszokowana.
- Wyglądasz jakby cię to wcale nie obchodziło. - warknęłam. - Jakby to, że nasza matka nie żyje nie miało dla ciebie najmniejszego sensu. Och, zaraz, chyba już wiem dlaczego.. Bo ona nawet nie była twoją matką! - uderzyłam ręką w drewniany, brudny stół. Dopiero po chwili zrozumiałam sens słów wydobywających się, niestety, z moich ust. Jak zwykle nie ugryzłam się w język gdy była odpowiednia pora. Dlaczego ty nigdy nie myślisz?, skarciłam się w duszy. 
Sivir spoglądała na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Martwiła się o mnie, nawet gdy mówiłam o niej takie okrucieństwa. Pokręciłam głową i spojrzałam na swoje buty. Wstydziłam się tego, co przed chwilą powiedziałam. Działałam zbyt impulsywnie, jak zwykle zresztą. 
- Przepraszam. - bąknęłam. - Nie powinnam była tego mówić.
- W pewnym sensie masz racje. - westchnęła spoglądając na zegarek wiszący na ścianie.
- Nie, nie mam. Wychowała cie..
- Wychowała mnie, to fakt. I jest jedyną matką, którą znałam, więc może... 
- Co z ojcem? Gdzie on jest? - zapytałam nagle brutalnie przerywając jej myśl. Sivir unikała mojego wzroku. Wyglądała jakby historia, którą zaczęła opowiadać wcale nie dobiegła końca. Czyżby miała jeszcze kilka ważnych spraw do omówienia? Miałam nadzieję, że nie będzie niczego owijać w bawełnę.
- No cóż. Nie jestem pewna. Rozmawiałam z nim chwilę po tym, co stało się na Oukvillage, ale.. - uniosła brwi zerkając na mnie ukradkiem. - Myślisz, że można oszaleć po utracie ukochanej osoby? - jeszcze mocniej przygryzłam dolną wargę. Syknęłam z bólu, już po chwili poczułam metaliczny smak krwi w ustach. 
- Bardzo możliwe. Jeżeli miłość była aż tak wielka, a nie ma się później oparcia w innych bliskich ci osoba, sądzę, że tak. Masz na myśli..
- Wydaje mi się, że on.. odszedł. - machinalnie zarzuciła, w kółko opadające jej na twarz, ciemne włosy za ucho. 
- Masz gdzie się zatrzymać? Jesteś u babci, tak? - Sivir odwróciła wzrok. 
- Nie do końca. - ściągnęłam brwi, badając siostrę wzrokiem. Odpowiedziała dość szybko. - Raczej u.. znajomego.
Odchrząknęłam znacząco. Chciałam wyjaśnień - jako jej prawie siostra wciąż musiałam pilnować, by nie robiła głupot. Chociaż to ona była tą starszą i tak zawsze czułam się jak jej opiekunka. 
- U Lucasa. - gwałtownie wypuściłam powietrze. Co ona robiła u Lucasa? - Chwilowo mieszkam w jego domu. Bo widzisz on.. Powiedz mi, jak wiele o nim wiesz? - nerwowo bawiła się kosmykiem włosów.
- Trochę. Najwyraźniej nie dużo. 
Podeszła do nas pani ubrana na czarno z wielkim białym piórem i kartką pergaminu.
- Podać wam coś, kochane, czy wy tylko tak do ozdoby? - zapytała szorstkim, chrapliwym głosem. Cóż, nie była to najpiękniejsza czarownica jaką w życiu widziałam.
- Dwa piwa kremowe. - powiedziałam po cichu. 
Już po chwili delektowałyśmy się smakiem kleistej cieczy. 
- Wiedziałaś, że on jest czarodziejem? - zapytała lustrując mnie wzrokiem.
Zakrztusiłam się napojem, który już po chwili ozdabiał moją szatę. Zaklęłam głośno i zaczęłam ją wycierać jakąś chusteczką. Dopiero po chwili pomyślałam o użyciu różdżki, bez najmniejszego wysiłku usunęłam tłustą plamę i spojrzałam na siostrę (która z kolei tęsknie spoglądała w stronę mojej różdżki). 
- Czarodziejem? - odchrząknęłam. - Jesteś pewna? Skąd w ogóle o tym wiesz?
- Jestem pewna. W końcu gdzie by się teraz znajdował, jak nie w Instytucie Magii Durmstrangu? - skrzywiłam się. Ten Lucas Wanderbil, którego znałam ani trochę nie wyglądał mi na czarodzieja. Zwłaszcza na czarodzieja uczącego się w Durmstrangu. Czyżby aż tak dobrze się maskował? 
- Jak bardzo byś mnie znienawidziła, gdybym ci powiedziała, że tak jakby się umawiamy? 
Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. 
- Jeszcze kilkanaście dni temu twierdził, że mnie kocha. - prychnęłam na samo wspomnienie. - Nie wiem jak ja mogłam pomyśleć, że Lucas kiedykolwiek zastąpi miejsce Draco w moim życiu. - zaśmiałam się ironicznie spoglądając w stronę sufitu. - Wanderbil jest cały twój. Tylko lepiej uważaj, skoro facet tak szybko się odkochuje, to chyba coś jednak znaczy.
- Powiedział to, bo chciał ciebie zatrzymać. 
- Powiedział to, bo chciałam odejść? - zerknęłam na nią z ukosa. - Skoro taki facet ci odpowiada, to nie mam nic przeciwko. 
- A Draco..
- Wciąż jest najważniejszy. - uśmiechnęłam się. Te słowa wypowiedziane na głos wydawały się o wiele bardziej prawdziwe.  
Ta najzwyklejsza rozmowa przez chwilę oderwała mnie od czarnych myśli związanych ze śmiercią mamy. Chociaż ta kobieta prawie nigdy nie zachowywała się jak na matkę przystało - wciąż nią była. I wciąż ją bezgranicznie kochałam. 
Gdy tylko zapadła cisza, moje myśli znów powędrowały ku niej. 
Jej jasne, długie, piękne włosy delikatnie opadające na chude ramiona. Zielone oczy, głębsze niż ocean, piękniejsze i bardziej fascynujące niż księżyc w pełni. Twarz, której nie szpeciła najdrobniejsza zmarszczka. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy - moja mama była piękna, a ja zapewne nie dorównywałam jej ani trochę.
- Jak się tu dostałaś? I jak zamierzasz wrócić na Oukvillage? - dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mnie to dręczyło. No bo chyba moja siostra nie potrafiła latać na miotle ani używać proszku fiuu..?
- Musisz wracać do zamku, jest późno. - odpowiedziała zdawkowo. 
- Zebrało Ci się na sekrety. - skarciłam ją. Ziewnęłam przeciągle i zerknęłam przez okno. Czas leciał nieubłaganie. Na dworze zrobiło się niemalże całkowicie ciemno. - Powinnam wrócić do zamku. - westchnęłam wyciągając z podręcznej torby pelerynę niewidkę. - Ale nie zamierzam, jak na chwilę obecną. Musze się przejść. Pozbierać myśli. - I wypłakać, dodałam w duchu. 

Speak to me..~

Wlokłam się przez błonia ledwo widząc na oczy. Cały świat był rozmazany, potrafiłam jedynie odróżnić jego kontury. Leniwie otarłam łzy ręką i przejechałam nią po szacie. Nie do końca wiedziałam gdzie się aktualnie znajduję. Gdzieś na dworze, to na pewno. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy, osuszał twarz świszcząc cicho i łagodnie. To było dość uspokajające. Tego własnie potrzebowałam  - spokoju. 
Jesteś pewna, że tego ci trzeba? Spokoju? Dobrze wiesz, że wolałabyś po prostu zapomnieć. Żyć tak, jak gdyby nic się nie stało. 
Niestety - zapomnienie nie nadeszło i byłam w stu procentach przekonana, że w najbliższym czasie będę skazana na ból i cierpienie. Szłam więc rozmyślając. Bezwiednie przyspieszając kroku. W tym samym czasie z mojego świata zaczęły ginąć również jego kontury.
Kolejny potok łez spłynął po moich policzkach. Nie zwracałam już na to uwagi. Nawet na to, iż co chwilę dostawałam jakiegoś napadu smutku, paniki lub bólu. Czasem wszystkiego na raz. 
Po pewnym czasie wszystkie te uczucia zlały się w całość i jako jedność atakowały moje serce. Raz po raz zostawiając na nim krwawiące rany. 
Z impetem wpadłam na kogoś idącego z naprzeciwka. Wydukałam przeprosiny, w duchu modląc się by to nie był czasem Snape, i już miałam odejść, gdy tajemniczy ktoś powiedział swoim aksamitnym głosem:
- Szukałem cię. Co się stało? Widziałaś się z Sivir? - Jego nagłe pojawianie się znikąd przestało być aż tak zaskakujące. Zaczęłam się za to zastanawiać, czy Draco czasem nie posiadał swojej wersji mapy huncwotów. Jakim cudem zawsze znajdował mnie, gdziekolwiek bym się nie szwendała?
- Tak. Ale nie chcę o tym mówić. Nie mogę. Nie teraz. - jęknęłam po cichu. 
- Wiesz, że możesz mi zaufać, prawda? 
- Wiem i doceniam to, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. - warknęłam i przepchnęłam się obok niego. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do tyłu. Mój wzrok nieco się wyostrzył. Chyba skończył mi się zapas łez. Coraz dokładniej widziałam rysy jego doskonałej twarzy i odcień jego tęczówek. Spoglądał na mnie z troską. 
Przyjrzałam się jego jasnym włosom. Przed oczami stanął mi obraz jego ojca -mężczyzny o złowrogim, chłodnym spojrzeniu, z kpiącym uśmiechem na twarzy. 
To przez nich.. - usłyszałam cichy głos w mojej głowie. - To wszystko przez Malfoy'ów! 
Wyrwałam rękę z jego uścisku i spiorunowałam go wzrokiem. Nie do końca kontaktowałam z rzeczywistością. Czułam się bardziej jakbym śniła na jawie. Jakby jego wcale tam na prawdę nie było. Jakbym mogła wreszcie wszystko wykrzyczeć mu w twarz. Choć wiedziałam, że chłopak dobrze zapamięta każde słowo, które później wypowiedziałam, nie wahałam się tego zrobić.
- To twoja przeklęta rodzina! - syknęłam oskarżycielskim tonem. - Gdyby nie twój cholerny ojciec, nic by się nie stało! Mieli byśmy normalny dom, rodzinę.. A ona by żyła. - jęknęłam. - Żyłaby, rozumiesz?! Pewnie jesteś taki sam jak on. Jak Lucjusz. - mówiłam cicho, ale z pewnością i wrogością w głosie. 
- O czym ty mówisz? Nic nie zrobiłem, przecież nie.. 

- Zamilcz! - krzyknęłam i zamachnęłam się z całej siły. Wierzgałam rękoma na wszystkie strony, aż złapał mnie za oba nadgarstki. Nie udało mi się zadać ani jednego trafnego ciosu. W głębi duszy wiedziałam dlaczego: tak na prawdę nigdy nie byłabym w stanie go uderzyć.  

- Co ci się stało, do cholery? - spojrzał mi głęboko w oczy. Próbowałam się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny. Przyglądał mi się przez chwilę. Aż w jego oczach ujrzałam cień zrozumienia. Zupełnie jakby jednym spojrzeniem odkrył całą wiedzę na mój temat. 
Widocznie istnieją wciąż osoby, które znają mnie za dobrze. Których ciężko będzie okłamać, powiedziałam w myślach. 
- Dlaczego nam to zrobiliście? To przez was.. to wszystko przez was.. - jęczałam cicho. Za pewne wyglądałam jak obłąkana dziewczyna po przejściach, ale jego to nie obchodziło. Patrzył na mnie z taką troską, z taką bezinteresownością, że całkowicie się poddałam. Zabrakło mi sił na próby wyrwania się z uścisku. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to, jak blisko niego się znajduję. 
Draco nie czekał ani chwili dłużej. Chciał skorzystać z okazji. Prawdopodobnie z jedynej szansy, którą w obecnej chwili dostał od losu. Przyciągnął mnie do siebie mocniej i nie puszczając nadgarstków delikatnie musnął moje usta. Szarpnęłam się po raz ostatni, po czym po prostu oddałam się chwili. 
Zdążyłam już zapomnieć jak to między nami było. Ile emocji towarzyszyło nam przy najzwyklejszym, najkrótszym pocałunku. Gdy był obok, gdy trzymał mnie w ramionach zapominałam o całym bożym świecie. Nie liczyło się nic, oprócz nas. Tylko on i ja. Tylko ja i on. 
Nadeszła błoga chwila zapomnienia.
Ukryłam twarz w jego włosach gdy on tulił mnie mocno. 
- Nienawidzę cię. - jęknęłam cicho z uśmiechem na ustach. 
- Też cię kocham. - szepnął. - Powiesz mi czym tak zawiniła ci moja rodzina? Co się stało? - spojrzał mi w oczy. Westchnęłam głęboko. 
Czyli on nic nie wie. Jego ojciec również trzymał to wszystko w tajemnicy. 
- Opowiem ci wszystko.. ale nie teraz. Nie mam siły. Nie chcę do tego wracać. 
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Złapał mnie za rękę i pociągnął przez błonia w stronę naszego ulubionego miejsca, gdzie usadowiliśmy się pod jedynym rosnącym tam drzewem. 
O tym, jak bardzo wypłakiwanie się na cudzym ramieniu jest pomocne, do tej pory, miałam okazję przekonać się tylko raz. Tego dnia, gdy dowiedziałam się, że moją mamę zamordowali śmierciożercy nadarzyła się kolejna. Siedziałam wtulona w pierś Draco a strumienie moich łez moczyły mu koszule, brudząc je przy okazji resztką czarnego tuszu. Chłopak nie odzywał się ani słowem; czuł, że cisza jest dla mnie ukojeniem. Że nie potrzebuję rozmowy - tylko jego obecności. Co jakiś czas całował mnie w czoło, lub w policzek dając znać, że wciąż jest tu obecny i wciąż próbuje podtrzymać mnie na duchu. 
- Mała.. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, gdy w końcu przestałam szlochać. - Trzeba wracać. - jęknęłam cicho. - Wiem, że jest ci ciężko, ale dasz radę. W końcu jesteś Jocelyn Walker, tak? - podniósł się i pomógł mi wstać. 
- Twoja wiara we mnie nie ma granic, co? - zapytałam po cichu. 
Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Wszystkie kończyny zdążyły zdrętwieć od siedzenia w bezruchu, co utrudniało mi dojście do zamku. Jakoś nie szczególnie martwiłam się o to, że ktoś nas zobaczy. Jeżeli będę musiała przesiedzieć kilka godzin więcej w lochach - wcale się nie obrażę. 
- Muszę porozmawiać z Hermioną. - przystanęłam wpatrując się drętwo w obraz jakiegoś pajaca z gruszką w ręku. Facet z obrazu chrapał głośno i rytmicznie niemal zagłuszając moje słowa. 
Choć Draco próbował ukryć swoją reakcję, nie za dobrze mu to wyszło. Usłyszałam ciche prychnięcie i skarciłam go wzrokiem. 
- Potrzebuję jej wsparcia. - powiedziałam i skierowałam się ku wierzy gryfonów. 
- Jak tam wejdziesz? Przecież nie znasz hasła. - przystanęłam w pół kroku.
- Coś wymyślę. - odpowiedziałam i zaczęłam wspinać się po schodach. Przynajmniej nie próbował mnie zatrzymać, pochwaliłam go w myślach.
Stanęłam przed obrazem Grubej Damy, która spała oparta głową o mur. Odchrząknęłam cicho. Zero ruchu. 
"Ej, ty!" - zawołałam. Zero kontaktu.
  Przewróciłam oczami. Może to rzeczywiście nie jest odpowiednia pora, skarciłam się w myślach. Już miałam odchodzić, gdy kobieta z obrazu spojrzała na mnie krzywo.
- Dlaczego zakłócasz mi spokój? - warknęła łapiąc za kieliszek z winem. Najwidoczniej przysnęło jej się tylko na chwilę.
- Chciałam porozmawiać z Hermioną. - powiedziałam cicho, ale bardzo wyraźnie.
- Dobre sobie. A hasło znamy? - wyglądała jakby za chwile miała pęknąć z dumy.
- Nie.. Nie możesz jej zawołać, albo coś? - nigdy się wcześniej nie zastanawiałam, czy jest to w ogóle możliwe. 
- Będę coś z tego miała? 
- Dozgonną wdzięczność? - kobieta prychnęła z pogardą. 
- A na cóż mi dozgonna wdzięczność ślizgona? - zmierzyłam ją wzrokiem.
- No tak, a za co ja mam być wdzięczna grubej babie z obrazu? - warknęłam bardziej do siebie niż do niej. Nagle obraz zaczął się przesuwać. Z dziury wyłoniły się trzy osoby. A raczej ich głowy. Odetchnęłam z ulgą. 
Co ty tu w ogóle robisz?, pomyślałam nagle. Przecież nie chcesz ich obarczyć swoimi własnymi problemami. Pokażesz się tylko, by wiedzieli, że jest w miarę w porządku.. - dałam sobie kilka wskazówek. 
Postanowiłam przez pewien czas udawać, że jest dobrze. Że wewnątrz mnie wcale nie szaleje huragan uczuć, a ja wciąż stabilnie stąpam po ziemi. 
- Mówiłem, że słyszę jej głos! - powiedział uradowany Ron. Gestem kazali mi wejść do środka. Zlustrowałam ich wzrokiem.
- Nie jestem pewna, czy to w ogóle dozwolone. 
- Kogo to obchodzi? I tak wszyscy już śpią. - mruknął Harry, który jako pierwszy zniknął po drugiej stronie obrazu. Wzruszyłam ramionami.
- Powiem Dumbledore'owi! - pisnęła Gruba Dama.
- Oj zamknij się. - warknęłam i przelazłam przez dziurę. 
Moje wyobrażenie pokoju wspólnego gryfonów w żadnym calu nie dorównywało mu w rzeczywistości. Zawsze przypuszczałam, że jest niesamowicie przytulny i elegancki, ale nie spodziewałam się, że jest aż tak wspaniale urządzony. Do tej pory nie zwróciłam nawet uwagi na to jak doskonale komponują się barwy Gryffindoru. Zerknęłam na wielki kominek, w którym wciąż tlił się płomyk. Usiedliśmy na przeciw niego. Przyjaciele usadowili się w taki sposób, by każdy dobrze widział moją twarz. Odwróciłam wzrok nieco zawstydzona. 
- No. No więc? - dopytywał się Harry. Rozchyliłam usta, by powiedzieć, że wszystko jest, jak na obecną chwilę (mój nastrój zmieniał się co kilka minut) w miarę dobrze, gdy wtrąciła się Hermiona.
- Nie, czekaj chwilę. - spojrzała w moją stronę. - Najpierw muszę cię przeprosić. Wiedziałam jakie to było dla ciebie ważne, a mimo to się sprzeciwiałam. Wiesz, że nie chciałam by Snape znowu się do ciebie przyczepił, to dlatego. - machnęłam ręką. 
- Nie ważne. Przecież obie dobrze wiemy, że co byś nie powiedziała i co byś nie zrobiła, to i tak bym tam poszła. - Ron zaśmiał się pod nosem. - Zaraz. Czatowaliście w pokoju wspólnym przez ten cały czas? 
- Zastanawialiśmy się, czy nie czekać w lochach, ale nie zbyt przepadamy za tym miejscem. Wybacz. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby nie chcę opowiedzieć im tej historii. Ale czy na pewno chciałam by oni dowiedzieli się o wszystkim przed Draco? Przygryzłam wargę. W sumie byli dokładnie tak samo ważni, jak on, ale wciąż.. 
- Możemy o tym pogadać później? Mogę wam na razie powiedzieć, że jest... ciężko. - mruknęłam odwracając wzrok. Czułam, że moje oczy ponownie zaczynają się szklić. Hermiona złapała mnie za rękę. Harry i Ron posłali mi spojrzenia pełne zrozumienia.
- Jesteśmy obok. Cały czas. Kiedy tylko będziesz chciała pogadać. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością. 
~*~ 
Wkrótce powstanie spamownik! 
Koniec roku szkolnego nadchodzi wielkimi krokami, więc mam coraz mniej czasu na pisanie. Ale każdą wolną chwilę poświęcam temu blogowi, więc nie spóźniam się za bardzo z nowymi rozdziałami (na szczęście) :)
Niestety dużo wolniej mi idzie nadrabianie wszystkiego na waszych blogach. Wybaczcie! Ale postaram się to w końcu jakoś wszystko ułożyć i ogarnąć. 
Tak przy okazji - dodałam wreszcie postać SIVIR do bohaterów i wprowadziłam tam nieco zmian. Wszystko w końcu musi się zgadzać z fabułą, nieprawdaż? :)
Chyba w końcu zabiorę się za nowy szablon. Myślę, że przyda się jakaś zmiana. 
I tak na koniec, jak zawsze, chcę podziękować za wasze opinie. W szczególności za te najszczersze. Cóż, nie jestem jeszcze kolejną J.K.Rowling, więc wiadomo, że zdarzają mi się jakieś błędy. Ale staram się cały czas, mam nadzieję, że w końcu zobaczycie rezultaty :) 
Ught, coraz częściej się zastanawiam, czy sama się nie przeniosę na blogspot.. wybaczcie, że nie wszystkie wasze adresy jeszcze pozmieniałam w linkach, no ale Onet mi wszystkie zjada -.-
Pozdrawiam serdecznie! Do zobaczenia za tydzień,

1 komentarz:

  1. " Jeżeli miłość była aż tak wielka, a nie ma się później oparcia w innych bliskich ci osoba"- osobach
    Kiedy opisujesz spotkanie Draco, jego wygląd i wspominasz o Lucjuszu, bardzo nadużywasz słowa "jego", przez co są powtórzenia.
    " Za pewne"- razem
    " Tego dnia, gdy dowiedziałam się, że moją mamę zamordowali śmierciożercy nadarzyła się kolejna." - kolejna okazja
    "Usiedliśmy na przeciw niego."- naprzeciw
    "- Nie ważne."- nieważne
    " ale nie zbyt przepadamy za tym miejscem. "- niezbyt

    Rozumiem to wyładowanie się Joy na Draco. Ma całkowitą rację, bo to właśnie Lucjusz jest tym najważniejszym śmierciożercą, takie przynajmniej odniosłam wrażenie, gdy czytałam książki Rowling. Z tym, że oczywiście jej uczucie musiało wziąć górę nad nienawiścią. Tylko jak ona teraz będzie mogła spoglądać na Draco, ze świadomością , że jego ojciec winny jest śmierci jej matki?
    Podoba mi się to wsparcie, które daję Harry, Ron i Hermiona. Jak na porządnych Gryffonów przystało, są oni bardzo dobrymi przyjaciółmi :) A i co do kolorków- zawsze mi się podobały te gryffońskie. Za to slytherińskie wydawały mi się być czarnymi, zbyt ciemnymi. Może dlatego wszyscy z tego Domu zawsze byli brzydcy? Ci koledzy Draco z 1-szej części, którzy grali w Quidittcha xd

    OdpowiedzUsuń