niedziela, 10 czerwca 2012

"Honor"

 Po średnio udanej lekcji eliksirów, sprzątnęłam swoje rzeczy ze stolika. Hermiona jako pierwsza skończyła ważyć zaliczeniowy eliksir; czekała na mnie na błoniach - a przynajmniej taka była umowa. Machnęłam różdżką i resztka mazi zniknęła z kociołka. Czym prędzej skierowałam się w stronę wyjścia.
- Nie tak szybko - powiedział powoli i oschle, robiąc krótkie pauzy między słowami, Snape przyglądając się moim poczynaniom. 
Westchnęłam ciężko, przewróciłam oczami i dopiero ukrywając głęboko w środku wszelką niechęć  odwróciłam się przodem do profesora. Stał kilka metrów dalej, jak zwykle spoglądając na mnie z pogardą i wyższością. 
- Tak? - rzuciłam spokojnie dopiero po chwili dodając: - Panie profesorze? 
Przymrużył nieznacznie oczy i jak gdyby nigdy nic się nie stało, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali. Uniosłam brwi do góry. Snape zawsze był dziwny, ale tego się nie spodziewałam. Zaśmiałam się cicho i skierowałam się na błonia. 
Większość uczniów, jak zwykle o tej porze, odpoczywała nad jeziorem. Wśród nich oczywiście nie kto inny, jak Pansy Parkinson. Przeszłam obok niej nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. To ją nieco rozdrażniło, ponieważ chwilę później już zagrodziła mi drogę mierząc mnie tym samym spojrzeniem, co nasz opiekun. 
- Co to, szwendamy się samemu po okolicy? Co się stało? Szlamie wybuchła głowa, od nadmiernego myślenia? - zmierzyłam ją wzrokiem, puszczając wstrętną uwagę mimo uszu.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie potrzebuję ochrony. - Przeszłam obok niej, trącając ją nieznacznie barkiem. Zachwiała się i warknęła:
- Niedługo może być ci potrzebna - nie zdążyłam się zastanowić nad sensem jej wypowiedzi, gdyż w chwilę później usłyszałam jej głos przepełniony triumfem: 
- Drętwota! - krzyknęła, a zaklęcie wyleciało z jej różdżki niczym strzała, uderzając mnie w centralnym punkcie między łopatkami. Kilka siedzących najbliżej osób wydało cichy okrzyk zdumienia. 
- Co do.. - wydukałam, książki wypadły z moich rąk a przed oczami, nagle, zrobiło mi się ciemno. Traciłam czucie w kolejnych kończynach. Trwało to mniej niż sekundę, a już nieprzytomna leżałam na ziemi. Ostatnie co pamiętałam to karcące słowa Greengrass i czyjś surowy głos: "Zapomniałaś co to honor?" 
Raczej nigdy nie dane jej było zrozumieć, co to honor. 

        Obudziłam się w skrzydle szpitalnym. Nie mogłam otworzyć oczu, ból głowy nie dawał mi spokoju. Ostatkiem sił zmusiłam się do uchylenia górnych powiek. Zobaczyłam wielką, siwą głowę tuż nad moją twarzą. Dumbledore spoglądał na mnie z politowaniem. 
- No, cieszymy się, że wreszcie do nas wróciłaś - na twarzy zagościł mu pół-uśmiech. 
Nadal nieco skołowana rozejrzałam się po sali. Zerknęłam na moje, wciąż lekko bolące, poharatane ramie, które zostało zabandażowane. 
- Gdzie są..
- Oh, trochę czasu zajęło ci dojście do siebie. Spałaś kilka dobrych godzin, panna Hermiona była tu już kilka razy, co chwilę powtarzała coś o mugolskich zagrywkach. Cokolwiek miała na myśli, rzuciła w progu, że przyjdzie tu niedługo. Również młody Malfoy kręcił się tu przez dość długi czas, zdaje się, że poszedł załatwić, jak to określił, kilka ważnych spraw - spojrzał gdzieś w lewo, jakby próbował przypomnieć sobie resztę przyszykowanego dialogu. - Widziałem was na korytarzu.. - zarumieniłam się, odwracając wzrok, co nie uszło uwadze profesora. Dobrze wiedziałam co profesor miał na myśli. - Nie, nie, nie obserwuję was na co dzień, niczym nie musisz się martwić, tak tylko chciałem napomknąć. Chociaż w pewnym sensie wciąż cię pilnuję, tak. Obiecałem to i obietnicy dotrzymam. 
- Obiecał pan..? - podniosłam się do pozycji siedzącej wpatrując się w jasne tęczówki dyrektora. 
- Twojej matce, oczywiście - rzucił, jakby to była najoczywistsza rzesz na świecie. Pokręcił głową w zadumie.
- Pan rozmawiał z moją mamą? Ale, jak.. 
- Tuż przed śmiercią. Oh, tak ciężko było się pożegnać z tak niesamowitą osobą. Ale cóż poradzić, ludzie przychodzą i odchodzą. Nie warto się przywiązywać, tak mówią. Ale czy ktokolwiek słucha takich rad? 
- To nie ma sensu. - Teraz to ja zaskoczyłam swoją wypowiedzią profesora. Spojrzał na mnie spod swoich okularów.
- Ponieważ to jest życie. Ono nigdy nie miało sensu - powiedział podnosząc się z krzesła. Otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale profesor machnął obojętnie ręką. - Pancy została przykładnie ukarana, nie tylko przez profesora Snape'a ale również przeze mnie. Nie obawiaj się więcej takich zagrywek z jej strony.
Zaśmiałam się szyderczo. Profesor przystanął przy łóżku i zerknął na mnie z ukosa. 
- Zemsta czasem bywa słodka, ale nigdy nie prowadzi do szczęścia. Pamiętaj o tym, że ognia ogniem zwalczyć nie możesz, co najwyżej nieźle się poparzysz - przejrzał mnie na wylot. Zapewne od początku wiedział, że będę próbować się odegrać. I zapewne wie, że nie odwiedzie mnie od tej myśli. 
Westchnął teatralnie i stąpając powoli wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Broda śmiesznie mu się kiwała, gdy stawiał kolejne kroki; mimowolnie się uśmiechnęłam. Patrzyłam jeszcze chwilę na puste drzwi, w których sekundę później pojawiła się rudowłosa dziewczyna o pogodnym wyrazie twarzy. 
- Wreszcie! - Hermiona krzyknęła radośnie przytulając mnie mocno. Puściła mnie dopiero, gdy dałam jej znak, że powietrze, które do tej pory bezproblemowo dostawało się do moich płuc, miało zablokowaną drogę. Usiadła obok na krześle, które uprzednio zajmował profesor. Przyglądała mi się przez chwilę; w jej oczach tańczyły małe iskierki szczęścia. 
- Mam nadzieję, że dostała bilet w jedną stronę na szubienicę - powiedziałam z wyrzutem, gdy rozpoczęłyśmy rozmowę. Hermiona zaśmiała się cicho. 
- Niestety. Tylko szlaban i odpracowywanie twoich godzin w lochach. 
- Czyli, że jestem wolna? 
- Tak, to już raczej oficjalne, dopóki znów nie przyłapią cię poza zamkiem - prychnęłam pogardliwie. 
- Jasne - powiedziałam głosem aniołka.
Drzwi ponownie stanęły otworem. Do sali spokojnym krokiem wszedł Draco i bezceremonialnie zajął miejsce po drugiej stronie łóżka. W ten sposób znajdował się na przeciwko Hermiony. Spojrzał na nią z wyższością. 
- Jak się czujesz? 
- Wolałabym więcej tego nie doświadczyć. - Zaśmiałam się cicho. - Wszystko gra. Nic mi nie jest, powinni mnie zaraz stąd wypuścić - chłopak mocno zacisnął wargi. - Coś się stało?
Pokręcił głową w zadumie, nie odzywając się już ani słowem. Zerknęłam na niego z ukosa. Powróciło wspomnienie o jego dziwnym zachowaniu na czwartym roku. Nie podobało mi się to, że zaczynamy wracać do punktu wyjścia.
Wczoraj wieczorem po powrocie z Zakazanego Lasu ta sama sowa, co niegdyś robiła za powiernika jego tajnych listów, przyniosła mu jeden krótki w czarnej kopercie. Szybko odczytał malutki druczek; spoważniał. Zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać. Nie miałam zamiaru go to tego zmuszać, dopóki to nie zaczęło tak drastycznie wpływać na jego zachowanie.
Zagryzłam machinalnie wargi i spojrzałam na Hermionę. Posłała mi wymuszony uśmiech i z niechęcią zerknęła w stronę zamyślonego Malfoya.  

       - Rozumiem, że mieliście trening, ale mogliście przyjść chociaż na minutę! - fuknęła Hermiona na Harry'ego, Rona i Ginny gdy szliśmy, dzień później, razem na zajęcia transmutacji. Ginny zniknęła za rogiem, miała godzinę wolną, więc poszła zając się sobą. 
- Bez obaw, nie gniewam się - wtrąciłam po cichu między szybko wypowiadanymi zdaniami dziewczyny.
- Przecież to niedopuszczalne, zrezygnowałabym z wszystkiego, by być przy tobie. 
- Tak się składa, że miałaś wolne popołudnie, Hermiono, nie zgrywaj bohaterki - rzucił Harry przez ramię. Hermiona gwałtowniej wciągnęła powietrze, różowiąc się lekko na policzkach.
- Skończcie już - warknął Ron przyspieszając kroku. Zerknął na Hermionę. - Wysłałaś ten list?
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała siląc się na spokój. - Krum to dobry facet, obiecałam mu, że do niego napiszę, dlaczego miałabym tego nie zrobić? - tłumaczyła mu, jak nic nie rozumiejącemu dziecku, chyba po raz tysięczny. Ron poczerwieniał nieco; Harry stwierdził, że to ze złości, ale ja wiedziałam, że to czysta zazdrość.
- Na śmierć o nim zapomniałam - jęknęłam cicho zajmując moje stałe miejsce u boku Malfoy'a. Spojrzał na mnie zdezorientowany. - List, ten który pisałam do mamy.. miałam go spalić, tymczasem zostawiłam go w waszym dormitorium. Na twoim biurku. - Draco machnął lekceważąco ręką.
- Schowałem go w bezpiecznym miejscu - odetchnęłam z ulgą. Jak mogłam zapomnieć o czymś tak cholernie dla mnie ważnym? - Zdarza się - dopowiedział, zupełnie jakby czytał w moich myślach.
- Dostałam wczoraj sowę od taty - powiedziałam zduszonym głosem.
- Gdzie on teraz jest?
- Nie mam pojęcia - pokręciłam głową w zadumie. - ale pogrzeb już niedługo. Jak ja to zrobię? Przecież nie dam rady. Do tej pory cały czas miałam nadzieję, że to tylko zwykły żart, że może niepotrzebnie się tak zamartwiam. Będę musiała w końcu zmierzyć się z prawdą. Tylko jak ja..
- Dasz radę - pokiwał głową potwierdzając swoją myśl.
- Nie spalę tego listu. Nie mogę. Nie dałabym rady - pomyślałam nad tym chwilę. - Zabiorę go ze sobą. Podaruję jej. Wiem, że to brzmi idiotycznie.
- Nie, w cale nie - niemal wyrzucił z siebie tą krótką odpowiedź. Zachowywał się tak, jakby każde wypowiadane słowo parzyło go w język.
- Dziwnie się dzisiaj zachowujesz. Czy wszystko w porządku? - zapytałam sięgając po jego dłoń.
Sięgnął szybko po książkę do transmutacji unikając mojego dotyku.
- Jak najbardziej - nawet nie próbował się przy tym uśmiechnąć. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż do sali wbiegła czarna kotka, która po chwili przekształciła się w profesor McGonagall.

Od kilku dni nie dawało mi spokoju to niesamowite pomieszczenie pełne starych ksiąg. Każdego wieczoru powracała do niego myślami. Jedna z tych zakurzonych, szczególnie przykuła moją uwagę. Chciałam tam wrócić - jak najszybciej. Wydawało mi się bowiem, że z tych ksiąg wyniosłabym dużo więcej niż z działu ksiąg zakazanych.
Moje zainteresowanie czarną magią nieco mnie przerażały, jednak nigdy na tyle, bym z tego zrezygnowała. W końcu nie studiowałam tego po to, by zrobić komuś krzywdę.
Gdy upewniłam się, że ślizgoni już śpią, narzuciłam szatę, prześliznęłam się przez pokój wspólny i udałam na spacer po lochach. Zapach podziemi, mieszający się z drobinkami kurzu w pewien sposób działał na mnie kojąco.
- Lumos - szepnęłam, a z różdżki zaciśniętej w mojej dłoni buchnęło jasne światło.
Szłam powoli, starając się nie potknąć o wystające kamienie. Przystanęłam przy ogromnych, drewnianych drzwiach. Najgorsze było to, że nie znałam zaklęcia otwierającego te stare zamki. Rozejrzałam się dookoła. Może ktoś ukrył klucz pod wycieraczką? - zapytałam sama siebie. Skarciłam się w myślach za oglądanie tych idiotycznych mugolskich seriali. Często zastanawiałam się po co je w ogóle oglądać, skoro zawsze wiadomo co się stanie? Życie jest dużo ciekawsze. Dużo bardziej nieprzewidywalne.
- Alohomora - zaczęłam od najprostszego zaklęcia, które jako pierwsze przyszło mi na myśl. Nic się nie stało. Drzwi nawet nie drgnęły. - Sezam Materio - próbowałam dalej; nawet nie zgrzytnęło.
Dissnedium.
Finite - z każdym kolejnym zaklęciem irytowałam się coraz bardziej.
Deprimo.
Zdenerwowana rzucałam wszystkimi zaklęciami jakie przychodziły mi do głowy. Nie byłam do końca przekonana co takiego powiedziałam, ale usłyszałam szczęk zamka i po chwili drzwi stały przede mną otworem. Pamiętając o tym, że wciąż nie wiedziałam które zaklęcie zadziałało, by nie zatrzasnąć się w środku zostawiłam je za sobą uchylone. To nie było takie trudne, pomyślałam sobie.
- Nareszcie - szepnęłam podekscytowana i stanęłam na środku ogromnego pomieszczenia. Księgi leżały nietknięte w każdym zakamarku owego cudownego pokoju. Nie zwracając uwagi na zapach wilgoci i coraz głośniejszy, duszący kaszel zaczęłam je w skupieniu przeglądać.
~*~
Eh, nienawidzę tego, kiedy zaczynam się plątać we własnym opowiadaniu. Mam nadzieję, że nie widać tego aż tak, ale przyznaję się bez bicia, że to mnie nieco przytłacza. No cóż, pomysłów jest od groma, mam napisane nawet kilka rozdziałów do przodu, więc z terminami powinnam się wyrobić. 
Rozdział nudnawy, wiem. To dlatego bo jest to tylko rozdział przejściowy; dałam tutaj początek kilku nowym wątkom. 
Dużo lepiej idzie mi teraz nadrabianie rozdziałów na Waszych blogach. U niektórych idę już równo z nowościami, resztę nadrobię dzisiaj :) 
Pozdrawiam serdecznie i jak zwykle liczę na szczerość z Waszej strony.

10 komentarzy:

  1. no i już zaczyna się psuć ;cc niepokoi mnie sprawa z Draco, podejrzanie się zachowuje. I nie powiem lekko wypadałam z tematu podczas tego ostatniego fragmentu ;> Licze, że wszystko wyjaśni się potem ;D No i jestem pod dużym wrażeniem tego, jak piszesz *.* jestes po prostu CU-DO-WNA i z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej *.* i coraz bardziej nie moge doczekac się kolejnych rozdziałów. i dziękuuuuuję strasznie za wszystkie miłe komentarze ;* i wgl aaaa kocham to opowiadanie <3 i w sumie to chyba tyle ;D Pozdraaaawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. nowość na sufrir-y-llorar-significa-vivir zapraszam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie, ten rozdział był nieco zagmatwany przez mnogość wszystkich sytuacji, ale i takie notki są konieczne ^^
    Pansy zachowała się bardzo nie fair, rzucając w taki sposób zaklęcie. Bohaterka nie miała szans się obronić, więc dobrze, że jej szlaban przeszedł na Parkinson, zasłużona kara.
    Martwi mnie tajemniczość i wycofanie Draco. Na pewno musiał dostać jakąś niepokojącą wiadomość. Szkoda, że znów zaczyna tworzyć dystans między sobą, a Jocelyn.
    Dziewczyna ma dobry pomysł z tym listem. Niech 'podaruje' go matce, to o wiele lepsza opcja niż spalenie.
    Czekam na nowość i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja za to mam tak, ze nie mogę mieć zapisanych zbyt wielu rozdziałów naprzód, bo przed publikacją lubię zmienić to i owo, co sprawia, iż musze poprawiać inne. Zdecydowanie mniej błędów, jednak po raz pierwszy chyba pokusiłam się, by najbardziej rzucające się w oczy spisać.
    nie szczycąc - nie zaszczycając
    nie dopuszczalne - niedopuszczalne
    w cale - wcale
    Pancy - Pansy.
    I raz mignął mi brak przecinka przed imiesłowem. Ogólnie trochę interpunktów, ale jest lepiej.
    Hmm... Według mnie to trochę nienaturalne, by lądować w szpitalu po nędznej Drętwocie, a już bardzo nienaturalna była wizyta Dumbledore'a. Chociaż podobał mi się styl jego mówienia. Bardzo dobrze to napisałaś. Eee tam, nic nie jest nudnawe, jeśli potem jest ważne dla fabuły. I nie martw się, prawie każdy czasem plącze się w swoim opowiadaniu. To dosyć normalne, dlatego najlepiej sobie zapisywać wszystkie imiona, nawet stosunkowo nieważne, układac wydarzenia chronologicznie, po prostu organizacja. Szkoda, ze tego nie potrafię :P Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie udało mi się wszystko nadrobić. Jakoś tak ostatnio nie mam na nic czasu.:/
    Podobała mi się ta retrospekcja pierwszego dnia głównej bohaterki w Hogwarcie.
    Najbardziej zaskoczyło mnie to, że ojciec Draco zabił jej matkę. Przez moment myślałam nawet, że się rozstaną. Ale wszystko dobrze się skończyło.
    Malfoy z pewnością wiele zyskuję w związku z Joy. Jest przy niej t6aki jakiś inny. Jak nie on.
    A Wielka trójka oczywiście dzielnie wspiera Joy i dobrze. Takich przyjaciół to ze świecą szukać.
    I nawet Zgredek się pojawił, którego zachowanie zawsze poprawiało mi nastrój.
    Pozdrawiam!
    [antyczne-uczucie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. " - Twojej matce, oczywiście - rzucił, jakby to była najoczywistsza rzesz na świecie"- rzecz
    "Pancy została przykładnie ukarana, nie tylko przez profesora Snape'a ale również przeze mnie"- przed ale chyba zawsze jest przecinek
    "W ten sposób znajdował się na przeciwko Hermiony. " znalazł się i naprzeciwko
    "Nie miałam zamiaru go to tego zmuszać, dopóki to nie zaczęło tak drastycznie wpływać na jego zachowanie."- go do tego
    Zachowanie Pansy jest beznadziejne. Rozumiem, że się zadłużyła w Malfoyu, ale bez przesady. To jest trochę żałosne, że tak okazuje swoją niechęć do Joy. W końcu ona jej nic nie zrobiła. Gdyby była inteligentna, nie zwracałaby na nią uwagi.
    Mam nadzieję, że bardzo surowa kara ją spotka xd A Joy oczywiście musiała zostać przyłapana no! Dumbledore wie wszystko, zawsze. Nie ważne jak starano by się coś ukryć. On jest genialny !
    Jejku myślałam, że spotkanie Hermiony i Draco zakończy się trochę niemiło dla obu, a tu taka niespodzianka. Dobrze, że próbują się przy Joy jakoś ograniczać ze swoją obustronną niechęcią.
    " - Przecież to niedopuszczalne, zrezygnowałabym z wszystkiego, by być przy tobie. "- ze wszystkiego
    Hmm.. zachowanie Draco dość podejrzane. Czyżby znowu miał problemy , dotyczące Joy?
    "Każdego wieczoru powracała do niego myślami."- powracałam
    Oj nie wiem czy to dobry pomysł, żeby samotnie się wybierać w takie miejsce! Ale Joy to Joy, trochę można było ją już poznać, więc wiadomo, że nie przejdzie obojętnie obok czegoś, co może zawierać znaczące, ciekawe zaklęcia. Swoją drogą ciekawe, czy kiedykolwiek jej się przydadzą :))
    Piszesz, że zagmatwany? Hmm wiesz, gdybyś jakoś oddzieliła poszczególne wątki, np gwiazdkami, od razu wiadomo by było, że to coś nowego. Poza tym jak moja poprzedniczka napisała, takie rozdziały są potrzebne. Nie chodzi o to, żeby ciągle pisać o tym samym, bo wtedy robi się nudno, ale o tym, żeby coś pokręcić, namieszać. :)

    A więc przeczytałam już wszystko! ;d Teraz mogę śmiało powiedzieć, że naprawdę ciekawe jest to Twoje opowiadanie. Czyta się je bardzo szybko. Piszesz płynnie, błędów raczej nie robisz, jedynie literówka, które zdarzają się każdemu. Dialogi są bardzo dobrze wkomponowane w całość. Ogólnie całokształt na wieeelki plus. I Twój szablon! Strasznie mi się podoba! Dałabym wszystko, żeby umieć takie robić. Używasz jakiegoś specjalnego programu do robienia, czy zwyczajny GIMP, albo coś? Bo jest śliczny. :)
    A i jeśli informujesz o rozdziałach to ja bym prosiła jeśli mogę, byś mnie informowała ^^
    Pozdrawiaaam ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam do Ciebie przypadkiem i z nudów postanowiłam zagłębić się w treść. Tym bardziej, że spodobał mi się nagłówek. Szczególnie z tą sceną z baśni o trzech braciach, która została świetnie przedstawiona w filmie.
    Ale wracając do treści. Masz lekki styl i treść czytałam z przyjemnością. Ledwo zaczęłam, a to okazało się, że już koniec.
    Podoba mi się pomysł na opowiadanie i kreacja Twoich bohaterów.
    Dobrze, że główna bohaterka ma wsparcie wśród przyjaciół, bo to jedna z ważnych rzeczy w życiu i samotnie nigdy wiele się nie zdziała.
    Przy okazji zapraszam także do siebie na http://bracia-duszy.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam!
    Jeżeli chciałabyś, aby Twój blog nadal znajdował się w katalogu na http://rejestr-blogow.blogspot.com, to prosiłabym o umieszczenie w ciągu siedmiu dni linku lub buttonu do Rejestru.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej. Bardzo cie przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale prawie cały weekend nie miałam dostępu do komputera, i musiałam dawać sobie radę z internetem w telefonie. Większość zaległości nadrobiłam, fakt, ale komentarze pisane na telefonie są do chrzanu, dlatego teraz wszystko podsumuję ;)
    Co do ostatnich rozdziałów, to były na prawdę fajne, i szybko mi się czytało.
    Pensy jest okropna! Jak można być aż tak podłym? Cóż, jak widać można, i dobrze, ze za tą Drętwotę dostała karę. Snape robi się coraz dziwniejszy, ale w końcu to Nietoperz z Lochów, co poradzisz? On od urodzenia był dziwny ;>
    Szkoda mi Joy. Straciła matkę. To musi boleć. Poza tym Draco jest taki jakby... wyprany z uczuć? To chyba dobre określenie. Czyżby wisiało nad nim widmo wstąpienia do szeregu śmierciożerców? Ciekawe, ciekawe. Dobrze, że główna bohaterka jest otoczona takimi przyjaciółmi jak Hermiona, Harry i Ron. Przynajmniej nie jest sama.
    Jeżeli uda ci się ładnie pokończyć wszystkie rozpoczęte wątki będzie super ;)
    Było kilka literówek, których mogłabym się przyczepić, ale zwyczajnie mi się nie chce. Wybacz ;>
    Całuski! ;**
    PS. Zapraszam na mojego nowego bloga www.requiem-to-the-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. nowość na sufrir-y-llorar-significa-vivir zapraszam ;D

    OdpowiedzUsuń