piątek, 29 czerwca 2012

"Czarna magia" część II

     Siedziałam sama na błoniach w przerwie między lekcjami. Wpatrywałam się w zachmurzone niebo pogrążona we własnych myślach. Wszystko zaczęło się sypać. Dosłownie wszystko. Oprócz tego, że Malfoy po raz kolejny zaczął się ode mnie oddalać (dlaczego mi nie ufał?), po raz pierwszy w życiu poczułam, że tracę kontakt z przyjaciółmi. Od pewnego czasu zajęli się sobą i zamieniają ze mną praktycznie kilka słów dziennie. Ich zachowanie z dnia na dzień staje się coraz bardziej nienaturalne.
     "Wielka Trójka" zupełnie jak Draco od pewnego czasu bawili się ze mną w chowanego. Niestety coraz częściej przegrywałam. Znikali gdzieś na kilka godzin, o dziwo wcale nie sami. Zauważyłam, że wraz z nimi wychodzili gdzieś między innymi Ginny, Neville i  Luna. Wraz z czasem znikających uczniów przybywało, a ja wciąż siedziałam w zaciszu swojego pokoju zastanawiając się co też oni wymyślili. I dlaczego nie zostałam o tym poinformowana. Czyżby moje towarzystwo nie było odpowiednie? Czy każdy ślizgon był trzymany z dala od tego przedsięwzięcia?
     Jeżeli już dojdzie do jakiejkolwiek rozmowy, gdy tylko zaczyna się temat ich znikania każdego wieczoru - zgrabnie omijają temat i przechodzą do następnego.
     Westchnęłam cicho i zmieniłam pozycję na leżącą. Przymrużyłam oczy. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie dzisiejszego poranka.
     Byliśmy w bibliotece, uczyliśmy się na zaliczenie z transmutacji. Wymienialiśmy się tylko co chwilę uwagami dotyczącymi tego co właśnie któreś z nas przeczytało. Hermiona co rusz zerkała na Harry'ego, który z kolei z coraz większym grymasem na twarzy przewracał kartki pergaminu. W pewnym momencie dziewczyna zawiesiła wzrok na jego lewej dłoni. 
     - Co ci jest w rękę? - zapytała lustrując go wzrokiem. Chłopak machinalnie schował rękę pod stół; wyciągnął tę, w której trzymał pióro i powiedział beznamiętnie: 
     - Nic takiego. 
     Spojrzałyśmy z Hermioną po sobie. Tego samego dnia Harry rzucił profesor Umbridge kilka uwag dotyczących powrotu Voldemorta. Różowa kobieta wpadła w taki szał, że zapewne ledwo powstrzymała się od rzucenia niewybaczalnego zaklęcia. 
     - W tę drugą rękę... - dziewczyna nie dawała za wygraną. Harry wyciągnął dłoń spod stołu, przymykając nieznacznie powieki. Hermiona niemal krzyknęła z przerażenia. Obie miałyśmy szeroko otwarte oczy. Ciekawa byłam, czy ruda również w myślach zaczęła rzucać kąśliwe uwagi pod adresem Umbridge. 
     Najwyraźniej profesorka nie mogła się powstrzymać od ukazania swojego autorytetu w ten sposób. Musiała ukarać chłopaka, który rozpowiadał o powrocie Sami Wiecie Kogo tak przykładnie, by wszyscy w Hogwarcie bali się chociażby słowem o tym wspomnieć. Co oczywiście było na rękę Ministerstwu - tam nikt nie chciał nawet o tym słyszeć.
     Na wierzchu dłoni Harry'ego widniały jeszcze lekko świeże rany. Kreski, które układały się w pojedyncze słowa, tworzące jedną zgrabną całość: "Nie będę opowiadać kłamstw". 
     - Powiedz Dumbledore'owi - szepnęła spoglądając Harry'emu prosto w oczy. Chłopak wyrwał rękę z uścisku i rzucił jej mordercze spojrzenie.
     Miał z Dumbledorem tak dobre relacje. Dlaczego nie chciał go o tym poinformować? Potrafiłam sobie wyobrazić tą scenę, gdy dyrektor wyrzuca Umbridge ze szkoły. Zasłużyła sobie na to. Nikt by tu za nią nie tęsknił, więc co to za różnica?
     Westchnęłam po raz drugi i otworzyłam oczy. Wpatrywałam się w błękitne niebo, po którym leniwie sunęły białe obłoki. Układały się w zabawne kształty, które z radością odszukiwałam.
     Im dłużej myślałam nad dziwnym zachowaniem moich przyjaciół, tym bardziej kierowałam się w stronę tej jednej jedynej: Wcale nie miałam urojeń, ja na prawdę poszłam w odstawkę.
     Wyciągnęłam zza szaty małą książkę, którą wykradłam ze starej Snape'owej biblioteki. Miałam nadzieję, że ona chociaż trochę odciągnie mnie od wszelkich trosk i smutków. Zdążyłam przejrzeć pożółkłe fotografie w niej umieszczone tej samej nocy, w której ukazała się tajemnicza wizja Herporna. "Magiczne miejsca i ich legendy" zawiera w sobie opisy tak niesamowitych miejsc świata czarów, że od razu po przeczytaniu zachciewa się wybrać w długą, daleką i bardzo magiczną podróż.
     Najciekawszym miejscem, które odkryłam dzięki tej książce było Jezioro Wskrzeszenia. Według starodawnych pogłosek rozpowiadanych przez - oh, cóż za niespodzianka - czarnoksiężników, znajdowało się ono na północy Szkocji. Konkretniej gdzieś na terenie gór. Oczywiście nie brakuje mu również magicznych właściwości.
     
     Jezioro Wskrzeszenia - nazywane również Naamlose Meer* - powstało całkiem przypadkowo. Z inicjatywy dwóch, wiecznie ze sobą konkurujących sióstr Von Blank. Ich eliksiry, znane dzisiaj na całym świecie, niegdyś nie robiły takiego wrażenia na czarodziejach. Kobiety były swego rodzaju niedocenianymi wynalazcami, goniącymi za chwałą i wiecznym uznaniem. Jedna z nich - Weronica Von Blank - próbowała przy użyciu fragmentu kamienia zmarłych, który znany był tylko w czarnej magii, stworzyć eliksir wskrzeszenia - tak zwany eliksir Reemondo. Ku zdziwieniu siostry, Maurin Von Blank - prawie jej się udało. Wypróbowała go na kilku leśnych stworach, które uprzednio łapała i bezlitośnie zabijała, by później ożywić je w magiczny sposób.
     W tym samym czasie jej siostra pracowała nad bardzo podobnym wynalazkiem. Maurin jednak nigdy nie pomyślała o użyciu przedmiotów zakazanych, dlatego każda kolejna próba kończyła się klęską. Kobieta nie mogła dać sobie rady z porażką. Postanowiła podstępem wykraść Reemondo i usunąć Weronicę z drogi. Zakradła się więc do jej domu podczas nocy, przekonana, że siostra o niczym nie wie. Myliła się.
     Maurin weszła do pracowni siostry. Po cichu wyjęła swoją fiolkę i napełniła ją wciąż świeżym eliksirem z kociołka. Nie widziała nigdy wcześniej tego eliksiru - skąd więc miała wiedzieć, że został podmieniony innym, bardzo trującym eliksirem? Z uśmiechem na ustach przechadzała się własnie nieopodal Jeziora, jeszcze wtedy nazywanego Jeziorem Bezimiennych. Cały czas była obserwowana przez Weronicę. Zastanawiała się co by się stało, gdyby po prostu go wypiła. Przecież żyła - eliksir wskrzeszenia nie miał prawa działać. Wlała truciznę do buzi. Odczekała chwilę i usiadła na brzegu jeziora. Przez dłuższy czas nic się nie działo.
     W pewnym momencie zalała ją zimna fala potu. Zaczęła się trząść, na jej ciele pojawiły się sine plamy. Drgawki z każdą chwilą wzmacniały się. Dziewczyna jęczała, krzyczała, wzywała pomocy. Z przerażenia? Z bólu? Tego nikt się nie dowiedział. Po chwili wydała z siebie ostatni, przepełniony trwogą krzyk po czym zamilkła.
     Weronica ze strachu i zdumienia nie potrafiła poruszyć żadną częścią ciała. Nie sądziła bowiem, że jej siostra była na tyle głupia, by próbować eliksir na sobie. Dopiero po chwili, odzyskując władze w nogach podbiegła do ciała leżącego nad brzegiem jeziora. Maurin oddychała ciężko, sapiąc przeraźliwie. Oczy miała szeroko otwarte, ale Weronica była przekonana, że kobieta nic nie widzi. Wpatrywała się w jeden punkt tuż przed sobą.
      Równo o północy, jak głosiła legenda, Maurin oddała swój ostatni oddech.
      Dziewczyna przykucnęła obok ciała siostry. Wzięła ją w ramiona i zaczęła kołysać powoli do przodu i do tyłu. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Czuła się winna. Ba! Ona była winna! Przynajmniej tak uważali mieszkańcy miasta, gdy dowiedzieli się o katastrofie.
      Weronice znikąd do głowy przyszedł pewien pomysł. Eliksir Wskrzeszenia co prawda nie był wtedy testowany na ludziach. Nie miała bladego pojęcia, czy plan zadziała. Jednak korzystając z ostatniej resztki sił, rzuciła się biegiem z powrotem do domu. Napełniła fiolkę eliksirem i nie zważając na nic wróciła nad jezioro. Nachyliła się nad ciałem nieżywej już kobiety. Rozchyliła delikatnie usta siostry i wlała kilka kropel Reemondo. Czekała minutę. Pięć. Dziesięć. Przecież to powinno działać! Wlała jeszcze kilka kropel eliksiru, z myślą, że może ludzie potrzebują większej dawki. Jednak nic się nie działo. Co było nie tak? Czy tracił on swoją moc po określonym czasie? Czy brakowało składnika, dzięki któremu działałby on również na ludzi.
      Zdenerwowana dziewczyna z bezsilności cisnęła fiolką daleko przed siebie. Usłyszała cichy chlust wody. Już nikt nigdy nie dotknie tego eliksiru - to właśnie obiecała sobie tamtej nocy. Wylała całą zawartość kociołka na dno jeziora, tak by nikt nie miał do niego dostępu. W końcu to wszystko przez Reemondo. Musiała się go pozbyć. Miała nadzieję, że razem z eliksirem zniknie poczucie winy. Nie zniknęło. Nie zniknęło do końca jej marnego, samotnego życia.
      
     Spojrzałam na krótkie wyjaśnienie u dołu strony: "Legenda nie wzięła się znikąd. Jest ona oparta na faktach. Z tamtych czasów zachowano bowiem pamiętnik prowadzony przez samą Weronicę Von Blank."
     Susanne Gerimma, autorka księgi, nie mogła się mylić. Specjalnie szukałam informacji o niej w bibliotece. Jak się okazało była ona znaną profesorką, która również zapisała się w historii magii jako auror. Dowiedziałam się nawet od bibliotekarki, która swoją drogą chyba pierwszy raz odkąd uczęszczam do Hogwartu zmieniła szatę, że jej pomnik znajduje się na terenie Ministerstwa Magii.
      Zamknęłam książkę i spojrzałam przed siebie. Moje myśli powędrowały ku Sivir. Zastanawiałam się co bym zrobiła, gdybyśmy były na miejscu sióstr Von Blank. Weronica nie zrobiła tego naumyślnie. To dało się wyczytać między wierszami, jednak z drugiej strony działała całkiem świadomie. Próbowała powstrzymać Maurin za wszelką cenę. Nie potrafiłabym zrobić czegoś takiego swojej siostrze. Za bardzo ją kochałam. Za bardzo mi na niej zależało. Na jej zdrowiu i bezpieczeństwie.
~*~
*Jezioro Wskrzeszenia - kolejny wymysł mojej chorej wyobraźni, zupełnie jak eliksir Reemondo :) To są bardzo ważne informacje, które będą potrzebne do dalszych części. Możliwe nawet, że nie ukaże się rozdział z nimi związany aż do kolejnego "tomu" bloga. Kto czytał TO, wie o co chodzi - resztę zapraszam do zapoznania się z informacją tam zawartą :)

Wybaczcie lekkie spóźnienie z rozdziałem, ale cierpiałam na dość ciężki przypadek chwilowego braku weny. W jakiś magiczny sposób w miarę szybko ją odzyskałam jednak i tak z rozdziału nie jestem do końca zadowolona. Ale ostateczną opinię pozostawiam Wam, jak zawsze. Dziękuję Wam wszystkim, że wciąż razem ze mną brniecie przez tą historię. Choć mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział zanudzam Was coraz bardziej. Poprawię się, obiecuję ;) Mam w głowie ułożony plan wydarzeń, tylko niektóre fragmentu ciężko jest mi ubrać w słowa. Zastanawiam się nad zmianą szablonu. Nawet zrobiłam już jeden, ale wyszedł dość... kiepski. Lepiej spróbuję stworzyć go od nowa. Wasze rozdziały staram się nadrabiać nieco szybciej, jednak i tak wciąż jestem za wolna ;p Ale w końcu wszystko przeczytam, to na pewno :)
Pozdrawiam serdecznie!