środa, 23 maja 2012

"Historia śmierciożercy."


Rozdział 3
"Historia śmierciożercy"
- I nie wiesz dlaczego twoja siostra chce się z tobą spotkać? - zapytała Hermiona gdy szliśmy na zajęcia z obrony przed czarną magią. 
- Gdyby wiedziała, to chyba by nam powiedziała, nie sądzisz? - Ron przewrócił oczami. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. 
- Niektóre sprawy przemilczała. - warknęła przyspieszając krok. Złapałam ją za rękę i zatrzymałam się w miejscu. Minęła chwila nim spojrzała w moją stronę. 
- Masz jakiś problem z pamięcią? Od kilku lat mówię ci o każdym drobnym szczególe z mojego życia. - nastroszyłam się.
- Więc nie wróciłaś do Malfoy'a? - przymrużyła oczy. Westchnęłam głęboko szukając wsparcia u chłopaków. Pokręcili głowami. 
- Wiedziałabyś o tym pierwsza. - powiedziałam szorstko. Myślałam, że lepiej mnie zna. 
- W takim razie to, co mówi Parkinson to kłamstwo? Nie przyłapali cię z Malfoy'em i nie będziesz siedzieć w lochach po godzinach? - zlustrowała mnie wzrokiem. 
- Cały Hogwart już o tym wie? - odwróciłam wzrok. Harry przyjrzał mi się dokładniej. 
- Aha! - krzyknęła Hermiona. Natychmiast zatkałam jej usta dłonią. 
- Cicho. 
- Czyli to prawda? - dopytywał się Ron.
- Tak i nie. - ruszyłam przed siebie. Dogonili mnie w sekundę. Hermiona patrzyła na mnie wymownie. Chciałam jej to opowiedzieć, ale w spokoju i bez popędzania. Nie wzięłam pod uwagę plotek roznoszonych przez Parkinson. - To prawda, że mamy karę. Nie prawda, że do niego wróciłam. Jeszcze nie. - dodałam ciszej.
- Ale myślisz o tym, prawda? Dlaczego? Jeszcze ci mało bólu?
- Nic nie wiesz, więc nie komentuj. - warknęłam i odtrąciłam dłoń, którą położyła na moim ramieniu. Sama nie byłam pewna dlaczego tak ostro reaguję. W końcu oni nic nie wiedzieli. Nic.
Może właśnie dlatego?, pomyślałam. Nie chcesz, żeby się dowiedzieli, póki sama wszystkiego sobie nie ułożysz.
Wpadliśmy do sali minutę przed czasem. Zlustrowałam wzrokiem ławki poustawiane w rzędach. Podeszłam do jednej mieszczącej się na samym końcu sali i wymownie spojrzałam na krótko obciętego chłopaka, który tam siedział. Zabini zerknął na towarzysza.
- Pozwolisz, Blaise? - zapytałam dość szorstko. Draco dał mu sygnał skinieniem głowy. Chłopak bez słowa zabrał książki i zniknął z pola widzenia. Rzuciłam podręcznik na ławkę i usiadłam na jego miejscu. Kątem oka widziałam szeroki uśmiech na twarzy blondyna. Westchnęłam głęboko i ukryłam twarz w dłoniach.
- Co tu robisz, mała? - zapytał po chwili.
- Unikam niepotrzebnych pytań. - odpowiedziałam wygodniej rozsiadając się na krześle.
Zaśmiał się. Cała złość, która kumulowała się w mojej duszy przez ostatni czas, odpłynęła gdy spojrzałam na jego szczery uśmiech.
- Co się dzieje? Może mogę ci w czymś pomóc?
- To miłe, ale raczej nie dasz rady. - westchnęłam otwierając podręcznik. Umbridge weszła do sali. Nie musiałam się nawet odwracać, stukot jej szpilek można było rozpoznać wszędzie. Draco położył swoją rękę na mojej. Zerknęłam na niego z ukosa.
- Muszę stąd wyjść. Z Hogwartu. Jutro o dziewiątej. - szepnęłam. Starałam się wyglądać na pilną uczennicę słuchającą każdego słowa nauczycielki.
- To trochę.. 
- Wiem, też nie mam pomysłu na wyjście bez wzbudzania podejrzeń. Chociaż.. - intensywnie myślałam nad wszystkimi możliwymi sposobami. - Hermiona wyraźnie powiedziała, że nie chce żebym korzystała z peleryny niewidki. Zagroziła, że wygada McGonagall, jeżeli to zrobię. Ale jeżeli się nie dowie.. To droga będzie wolna. Muszę tylko pogadać z Harrym na osobności. - uśmiechnęłam się do siebie. - Mam nadzieję, że nie będzie się bardzo rzucać, kiedy wszystko się wyda. - westchnęłam. - Hermiona i te jej żelazne zasady.
- Nie musi wiedzieć. - powiedział Draco. - Nie rozumiem, po co spowiadasz się tej szlamie?
- Ta szlama, to moja przyjaciółka. - warknęłam zabierając dłoń z ławki. - Więc lepiej się opanuj, jeżeli.. - nie skończyłam. Nie byłam do końca przekonana co chcę powiedzieć.
- Jeżeli? - zapytał z nadzieją.
- Nie ważne. - nadąsana oparłam się o oparcie krzesła i zerknęłam na Umbrige. Ostro gestykulowała opowiadając o jakimś zaklęciu, które zdaje się znałam już od trzeciej klasy.
Wiedziałam dużo. Dużo więcej niż przeciętny piątoklasista. Wszystkiego uczyła mnie matka, na wypadek.. No własnie. Na wypadek czego? Nic dziwnego nigdy nie działo się w moim życiu. Nic, co by je utrudniało. Po co to robiła? Nie miałam pojęcia, ale skoro mówiła, że to ważne – to musiało być ważne.
- Oj przepraszam. - jęknął ponownie sięgając po moją rękę. Palcem zaczął rysować na niej jakieś niewidzialne wzory. Uspokoiłam się trochę, jak zawsze gdy to robił.
- Jeżeli chcesz, żebyśmy znów byli razem, to pamiętaj o głównej zasadzie. - uniósł brwi do góry. - Oni.. - spojrzałam na trójkę siedzącą z przodu sali. - to moi przyjaciele. Są nietykalni, rozumiesz? Przestań ich krytykować. Przynajmniej w mojej obecności.- dodałam po cichu, wiedząc, że i tak nie przestanie tego robić. Musiałam chociaż próbować.
Nie lubił ich. Nie lubił ich od samego początku nauki w Hogwarcie. Jak miałam sprawić, by nagle zmienił o nich swoją opinię? No własnie – nijak. Mogłam się tylko postarać, by przestał komentować ich zachowanie chociaż w mojej obecności.
- Jasne, mała. Co tylko sobie życzysz. - powiedział radośnie. Chyba nie do końca wiedział na co się zgodził. - Czy to znaczy, że..
- Nie wiem. Jeszcze nie wiem. Możliwe. - powiedziałam widząc iskrę szczęścia w jego oczach.
- Walker! - usłyszałam piskliwy głosik Umbringe. - Skup się! - warknęła spoglądając na nasze splecione dłonie. Przewróciłam oczami i zabrałam swoją rękę. Usadowiłam się przodem do jej biurka. Draco, choć niechętnie, zrobił to samo.
Gdy skończyliśmy wszystkie lekcje udałam się na poszukiwanie Harry'ego. W duchu modliłam się, by był sam. "Może Ron zabrał Hermionę gdzieś na spacer?"- zapytałam sama siebie. Przeszłam przez błonia i skierowałam się do domu Hagrida. Nie zaszłam daleko, gdyż dostrzegłam go siedzącego niedaleko mojego ulubionego drzewa. Nie tracąc czasu rzuciłam się do biegu.
- Harry! - krzyknęłam z daleka. - Harry! - powtórzyłam, gdy znajdywałam się kilka metrów za nim. Odwrócił głowę z nadzieją w oczach po czym zlustrował mnie smutnym spojrzeniem. - Coś się stało? - zapytałam dostrzegając jego dziwną minę.
- Miałem nadzieję, że to ktoś inny. - wyparował po czym pokręcił głową.- Wybacz, to źle zabrzmiało. - poprawił się. Wzruszyłam ramionami.
- Nie. Po prostu zabrzmiało szczerze. - westchnął i ręką poklepał miejsce obok siebie.
- Czekasz na kogoś? - zapytałam siadając.
- Nie. Raczej.. mam nadzieję, że ten ktoś nagle się tu pojawi. - spojrzał przed siebie.
- Może życzenie jeszcze się spełni. - powiedziałam kładąc mu rękę na ramieniu. - Czuję, że to nieodpowiednia chwila, ale mam coraz mniej czasu. - jęknęłam bardziej do siebie, niż do niego.
- Dam ci ją jutro z samego rana. - widząc moją zdziwioną minę dodał: - Po to przyszłaś, prawda? Chcesz pożyczyć pelerynę niewidkę? Jest w kufrze, ale w pokoju wspólnym siedzi Hermiona. Domyśli się, że coś kombinuję. - oparł głowę o drzewo rosnące tuż za nim. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Dziękuję. - szepnęłam tylko.
- No więc.. Ty i Malfoy? - zapytał bawiąc się jakąś grudką ziemi. -To już oficjalne?
- Jeszcze nie. Ja się chyba nieco.. pogubiłam. Chciałam tego, i to bardzo. Wręcz usychałam z tęsknoty, a teraz? Teraz nie jestem pewna, czy to aby odpowiedni czas. Chociaż, kiedy zaczynam o nim myśleć.. Kiedy, przypominają mi się wspólnie spędzone chwile, znów zaczyna mi tego brakować.
- Wciąż za nim tęsknisz. Może ci się wydaje, że nie, ale my to widzimy. Przynajmniej ja i Ron. Hermiona wciąż ma nadzieję, że tak nie jest. Nie rozumiem jej. Jeżeli to ma ci dać szczęście, dlaczego mielibyśmy cię powstrzymywać?
- Dziękuję. - powtórzyłam i podniosłam się z ziemi. 
Rzuciłam się biegiem do sowiarni. Z wysłaniem Valerie czekałam do ostatniej chwili. Wolałam się upewnić, że dam radę wyjść z zamku. Że będę miała wolną drogę. Położyłam uprzednio wyjęty pergamin na marmurowym parapecie i zaczęłam bazgrać piórem kolejne słowa. Valerie widząc jak wchodzę posłusznie sfrunęła z drążka i wyciągnęła jedną nóżkę. Pogłaskałam ją po główce nie przestając pisać. 
Sivir,
Zrobię co w mojej mocy by przyjść do Hogsmeade na czas. Harry pożyczy mi pelerynę niewidkę. Niestety - mam karę. Sprzątamy z Draco lochy przez kilka godzin po lekcjach. Będę wolna około dziewiątej, więc mogę się spóźnić. Czekaj na mnie. 
Joy.
Przeczytałam to jeszcze kilka razy, upewniając się, że zawarłam w nim wszystko. Wszystko co niezbędne oczywiście. Idąc w stronę lochów znów zaczęłam się zastanawiać co skłoniło moją siostrę do przybycia do Hogwartu. To nie mogła być zwykła błahostka. Czy coś się komuś stało? Czy może chodzi o te ciągłe przeprowadzki? Może chodzi o babcie? Czy Sivir nie ma gdzie zostać? Zerknęłam na stary, zardzewiały zegar wiszący nad schodami prowadzącymi do lochów. Właśnie wybił godzinę siódmą. Przyspieszyłam kroku - nie chciałam się spóźnić i dostać dodatkowe godziny pracy. 
A co jeżeli Snape zatrzyma nas dłużej? Dzisiaj nie było by problemu.. gorzej jutro. Sivir nie może długo czekać, jestem pewna, że o konkretnej godzinie będzie musiała wracać. Wracać.. Tylko gdzie? 
Zeszłam po kamiennych, śliskich schodach i skierowałam się wgłąb ciemnego korytarza. Lochy to najbardziej obskurne miejsce w zamku. Ma jednak w sobie tyle nieodkrytych tajemnic, co nadaje im niesamowitości.. Większość uczniów omijała je z daleka, bowiem ktoś kto nie znał drogi - mógł już nie wrócić. Tak przynajmniej straszyli pierwszoklasistów gdy przyszłam do tej szkoły. Dla mnie lochy były zbyt intrygującym miejscem, by puścić je w niepamięć. Gdy czasem przechadzałam się przez mroczne korytarze, niemal czułam czarną magię w powietrzu. Podobało mi się to. Gdzieś głęboko w środku wiedziałam, że to jest moje miejsce. Miejsce, w którym mogę być sobą. Czyżby dlatego Tiara przydzieliła mnie do Slytherinu? Czy już wtedy wiedziała, że moje zainteresowania idą w różnym kierunku, nie koniecznie tym dobrym?

Kara następnego dnia wyglądała dokładnie tak samo. Z Draco zamieniłam tylko kilka zdań przez cały ten czas. Byliśmy zbyt zajęci, by rozpraszać się rozmową. Przez cały ten czas, gdy czyściłam różnego rodzaju fiolki porozwalane na ławkach uczniów, musiałam uważać by nie pomieszać ze sobą tych dziwnych, mazistych substancji. Nigdy nie wiadomo, co się może stać gdy złączysz złe składniki wywaru - nauczyłam się tego od ciotki, która niestety przetestowała tą radę na własnej skórze. Wylądowała w Szpitalu Świętego Munga, ponieważ była pod wpływem uroku nieusuwalnego. Biedna ciotka - w ciągu roku postradała zmysły. 
Nim się zorientowałam, czas minął - a my wreszcie byliśmy wolni. Do sali eliksirów wpadł Snape i lustrując nas wzrokiem powiedział:
- Możecie wyjść. Wiecie gdzie jest wasze miejsce. 
Opuściliśmy salę. Profesor cały czas wiódł za nami wzrokiem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy on czasem nie wie gdzie się teraz wybieram. Zerknęłam na niego z ukosa. Doszliśmy do rozwidlenia dróg. Draco bez słowa skręcił w korytarz prowadzący do pokoju wspólnego. Stanęłam przy drugim. Snape zatrzymał się i warknął:
- Straciłaś pamięć? Nie wiesz jak dojść do swojego dormitorium? 
- Wiem.. tylko.. - gorączkowo myślałam nad wymówką.
- Joy musi iść do pani Pomfrey. - powiedział Draco wyłaniając się z za zakrętu. Profesor obrzucił go złowrogim spojrzeniem. Pokiwałam energicznie głową i złapałam się za brzuch. 
- Chyba zatrułam się oparami.. tego czegoś mazistego. - jęknęłam udając obłożnie chorą. 
- Czy wy myślicie, że jestem na tyle tępy by dać się omamić dwojgu głupich nastolatków? - sarkazm w jego głosie był wyczuwalny na kilometr. Przewróciłam oczami, bo w głębi duszy miałam taką nadzieję. - Jeżeli tak bardzo nie chcesz przebywać w swoim dormitorium, mam dla ciebie lepsze miejsce. - warknął i popchnął mnie w stronę jakichś ciemnych, drewnianych drzwi. Szepnął zaklęcie i ukazał nam się gigantyczny pokój pełen starych, brudnych ksiąg, niedbale powrzucanych na półki poustawianych w rzędach biblioteczek. Spojrzałam na niego, jak na zwykłego wariata. - Nikt cię nie nauczył szacunku? Ktoś musi. - powiedział i zamknął za mną drzwi. 
Jęknęłam w duchu. Nie miałam bladego pojęcia na jak długo tam wylądowałam. Miałam nadzieję, że może tylko próbuje mnie nastraszyć, ale gdy usłyszałam oddalające się kroki wiedziałam, że posiedzę tam dużo dłużej niż mi się wydawało. Przejechałam ręką po drzwiach. W miejscu gdzie pewno kiedyś znajdowała się klamka, był tylko jej blady zarys. Walnęłam w nie dłonią. Powtórzyłam to kilka razy, głośno przy tym krzycząc. Chciałam żeby mnie wypuścił. Dużo prościej było by uciec z dormitorium, niż z jakiegoś starego, zakurzonego pokoju. 
Z głośnym warknięciem usiadłam na najbliżej stojącym krześle. Zachwiało się niebezpiecznie, uwalniając tym samym chyba z tonę kurzu. Sięgnęłam po jedną z ksiąg leżących na drewnianym, skrzypiącym biurku. 
"Klątwy dla nieudolnych" - tytuł książki nie brzmiał zbyt zachęcająco. Otworzyłam ją na losowej stronie i zaczęłam po cichu czytać. 
- Zaklęcie to ułatwia nieudolnym rzucenie uroku na wrogą jednostkę. Po trafieniu przedłuża czas działania i daje spore szanse na powtórzenie go w najbliższym czasie. W razie odbicia zaklęcia przez wrogą jednostkę należy jak najszybciej użyć zaklęcia obronnego, na przykład... - usłyszałam głośny trzask. Ze strachem w oczach rzuciłam księgę na ziemię i odwróciłam się przodem do drzwi. W kłębi kurzu dostrzegłam zarys postaci niskiego wzrostu. Przymrużyłam oczy. 
- Zgredek! - zawołałam radośnie i nie czekając dłużej rzuciłam się skrzatowi na szyję. 
- Zgredek się nie mylił! Zgredek rozpoznał głos panienki i przyszedł na ratunek. - wydawał się być nieco oszołomiony przez moje zachowanie. Usiadłam na przeciwko niego, by nie górować nad nim wzrostem. Spojrzałam mu w oczy.
- Cieszę się, że cię widzę Zgredku. - uśmiechnęłam się promiennie. - Hej, czekaj. Już zapomniałeś? Nie jestem żadną "panienką". Jestem Joy. - poklepałam go po ramieniu. Nie lubiłam gdy traktował ludzi z taką niższością. Wmówili mu, że jest gorszy, bo jest skrzatem. Prychnęłam cicho. 
- Czy Joy potrzebuje pomocy? Zgredek może pomóc! Przyjaciele Harry'ego Pottera, to przyjaciele Zgredka! - mówił z nadzieją. Spojrzałam na wielkie drzwi znajdujące się tuż za nim. 
- Umiesz je otworzyć? Muszę stąd wyjść i to szybko. - jęknęłam. Ponownie rozległ się głośny trzask i skrzata już nie było. Nie minęła chwila, a drzwi stanęły otworem. Stał za nimi uśmiechnięty Zgredek i radośnie kiwał głową. - Jesteś wielki! - ponownie go uścisnęłam i wygrzebałam z torby wiszącej na ramieniu pelerynę niewidkę. Zarzuciłam ją na głowę i ruszyłam biegiem przez korytarze. - Dziękuję! - rzuciłam na odchodne i pomachałam mu jedną ręką z nad peleryny. 



Przystanęłam na chwilę, by zerknąć na godzinę. Miałam kilka minut, by dotrzeć na czas na spotkanie. Dobiegłam do jednego z tajemnych przejść. Chwilę później już stałam na przeciwko Czterech Mioteł. Ostrożnie uchyliłam drzwi, starając się nie zrzucić jeszcze peleryny. Upewniwszy się, że droga jest wolna, a Sivir już na mnie czeka - złożyłam niewidkę i schowałam na swoje miejsce. Powoli podeszłam do stolika przy którym siedziała siostra. W lokalu byłyśmy tylko my dwie. 
Sivir podniosła się z miejsca i mocno mnie uścisnęła. Odsunęłam ją lekko od siebie i spojrzałam jej w oczy. Były przekrwione i podpuchnięte. Spodziewałam się, że będzie źle, ale nie, że aż tak. Jęknęłam w duchu i bez słowa usiadłam na przeciwko niej. Dziewczyna otarła pojedynczą łzę i zerknęła na mnie spod swoich długich, ciemnych rzęs. 
- Jak ty.. - zaczęłam.
- To nie jest ważne. - szepnęła. Jej głos był zachrypnięty; przełknęła głośno ślinę i zaczęła: - Nie powiem ci tego od razu. Potrzebuję twojego pełnego skupienia. Musisz wyłapać każdy szczegół i nie wyciągać pochopnych wniosków. Najważniejszą informację.. chwilowo przemilczę. - powiedziała, dziwnie przeciągając wyrazy. Jakby była już zmęczona życiem, a ta opowieść miała być jej ostatnią. Ręka, którą położyła na stole lekko drżała. Przykryłam ją swoją dłonią, dodając jej otuchy. Westchnęła i ponownie zaczęła mówić. - Zapewne wiesz, że nasi rodzice uczęszczali do Hogwartu mniej więcej w tym samym czasie co Potter'owie, Weasley'owie czy Malfoy'owie. - kiwnęłam głową. - Od momentu rozpoczęcia przez nich szkoły zaczyna się ta historia. 
- Twoja matka.. ma siostrę. - uniosłam brwi do góry. Już  miałam zaprzeczyć, gdy powiedziała: - Nie przerywaj, aż do końca. No więc.. Cała rodzina twojej matki, oczywiście, jest czystej krwi. Jej siostra, Elissa, również. Ich matka jest bardzo.. krytyczna. Nie pozwala im zamienić nawet słowa z mugolem. Bądź mugolakiem. W tej samej dolinie co siostry Ganimedes, wiesz - nazwisko panieńskie, mieszka Lucjusz Malfoy. On i Asteria poznają się w drugiej klasie. To jest długotrwała przyjaźń, z której rodzi się nieco większe uczucie. Umawiają się przez pewien okres czasu. - skrzywiłam się na myśl o tym. - W tym samym czasie Felix kipi z zazdrości, ponieważ od początku się w niej kocha. I tak dochodzimy do ostatniej klasy, w której to Malfoy zaczyna się "zmieniać". Idzie coraz bardziej w kierunku czarnej magii, o czym wiedzą nieliczni, eksperymentujący razem z nim. (Choć obie dobrze wiemy, że zapewne od początku interesował się czarną magią.) - dopowiedziała.
 - W owej grupie znajduje się również Asteria, która ulega namowom Lucjusza. - mówiła dalej po krótkiej przerwie. - Okazuje się, że Malfoy przez cały ten czas zataja swoje prawdziwe uczucia i zamiary. Bowiem od początku jego serce należy tylko do jednej kobiety. Pewnie domyślasz się, że chodzi o Narcyzę. Przez cały ten czas utrzymują stały kontakt i tym podobne. Chłopak udaje zainteresowanie twoją matką, bo chce mieć "po drugiej stronie" kolejną ważną i silną rodzinę. Niestety, udaje mu się. Dopiero kilka lat po zakończeniu szkoły, gdy wszyscy z grona jego przyjaciół zasilają szeregi Czarnego Pana i, w końcu, zaczynają nazywać siebie śmierciożercami - Malfoy wyjawia prawdę. Zostawia Asterię i wraca do Narcyzy. Twoja matka zostaje sama wśród ludzi, których nienawidzi. Ba, nienawidzi samej siebie za to, że przez cały ten czas pozwalała o wszystkim decydować Lucjuszowi. Pojmuje, że nawet z jej strony uczucia nie były prawdziwe. Jak się okazuje - szczęście daje jej tylko jeden mężczyzna - Felix. Wtedy, zdruzgotana i osamotniona znajduje pocieszenie i wsparcie u twojego ojca. - wsłuchiwałam się w każde jej słowo, nie wierząc własnym uszom. Skąd ona miała te informacje?
- Asteria próbuje się wyrwać z grona śmierciożerców. Jednak, jak to mówią, śmierciożercą zostaje się na całe życie. Felix stara się jej pomóc uciec od przeszłości. Uciec od chaosu, który spowodował Malfoy. Niestety Asteria jest zbyt ważną osobą wśród popleczników Voldemorta. Jej rodzina jest zbyt ważna. Twoja matka udaje się do swojej rodzicielki z prośbą o pomoc. Tam dowiaduje się, że Elissa została wydziedziczona z powodu ślubu z mugolem. Matka, i tak już rozgniewana przez jedną z córek wpada w szał na wieść o propozycji ucieczki. Mimo to decyzja zapada. Razem z Felixem pakują rzeczy i, niestety, bez pomocy matki ruszają w podróż. W tym czasie okazuje się, że Elissa jest w ciąży. - Sivir westchnęła głęboko spoglądając gdzieś w dal. - Nie jestem twoją rodzoną siostrą. Jestem córką Elissy. - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Nie czekając na moją reakcję, Sivir mówi dalej: - Mija rok. Siostry wciąż kontaktują się za pomocą sowiej poczty, jednak w pewnym momencie kontakt się urywa. Okazuje się, że Elissa nie żyje. Została zamordowana przez śmierciożerców wraz z moim ojcem. Mnie udaje się przeżyć. Jak? Nie mam pojęcia. Twoja matka również nie wie. - pokręciłam głową. Byłam coraz bardziej poirytowana. - Przerażona Asteria przyjeżdża na miejsce zbrodni. Znajduje kartkę napisaną w ostatniej chwili przez Elissę. Jest to prośba o zaopiekowanie się mną. Jako że to było ostatnie życzenie mojej matki, Asteria godzi się i od tamtej pory nazywam się Walker. Felix i Asteria wciąż podróżują z miejsca na miejsce. Nigdzie nie mieszkają dłużej niż rok. Wciąż boją się kary za odwrócenie się od Czarnego Pana. Dorabiają się własnej rodziny i dowiadują się o zaginięciu Lorda Voldemorta. Wyobraź sobie jak bardzo musieli panikować, gdy dowiedzieli się, że najprawdopodobniej Czarny Pan wciąż żyje. A jego śmierć to tylko plotka. - westchnęła. - Dlatego nawet wtedy przeprowadzaliśmy się co jakiś czas, o czym sama dobrze wiesz. 
 Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Powiesz mi teraz jaka jest twoja główna myśl? Musiało stać się coś dużo gorszego niż poznanie prawdy o twoich.. naszych korzeniach. - szepnęłam z niedowierzaniem. Sivir gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Dwa dni temu.. - zaczęła. - Śmierciożercy nas namierzyli. Felix i Asteria kazali mi uciekać. Ukryć się w domu któregoś z sąsiadów. Mieliśmy nie wiele czasu. Ktoś ich ostrzegł, ktoś ostrzegł twoich rodziców. Asteria zdążyła opowiedzieć mi mniej więcej całą historię, resztę przeczytałam w listach, ukrytych w skrzynce na strychu. - westchnęła głęboko. - Joy.. - przeczuwałam co się zaraz stanie. Wiedziałam co usłyszę, ale i tak nie byłam na to gotowa.
- Nie mów tego.. proszę, nie. - szepnęłam po cichu. Skoro śmierciożercy ich odnaleźli, to musiało znaczyć, że..
 - Asteria nie żyje. - głęboko wciągnęłam powietrze.
Cały świat się zatrzymał. Po moich policzkach poleciał potok łez. Wstałam tak gwałtownie, że krzesło na którym siedziałam poleciało do tyłu i z hukiem upadło na ziemię.
- To nie może być prawda. - jęknęłam przez łzy. - Nie może. Nie!
Sivir mocno mnie do siebie przytuliła. Ukryłam twarz w jej włosach. Po jej policzkach również spłynęły łzy. 
Czy to musiało się tak skończyć? 
Moja mama nie żyła.
Co ważniejsze, wciąż miałam wrażenie, że to przeze mnie. 
~*~
A więc wróciłam :) 
Cieszę się, że wciąż tu jesteście. Gdzieś w głębi duszy wydawało mi się, że jak wrócę to będzie tu świeciło pustkami. 
Myślę nad zmianą szablonu, ale to dopiero w weekend. Za dużo do nad robienia w szkole po tak długiej nieobecności, niestety :)
Dzisiaj zacznę nadrabiać zaległości u Was. Nie powinno mi zejść zbyt długo, ale zobaczymy. Pytanie: Wam też Onet cały czas daje w kość? Na ogół jestem bardzo cierpliwą osobą, ale czasem to już lekka przeginka. 
Może znów go opanują :)
Okej, następny jakoś za tydzień. W zależności od weny twórczej.
By the way: Jeżeli ktoś chciałby ze mną pogadać, to wystarczy zostawić swój numer GG pod najnowszym postem, bądź pod postem "Lumos". Na pewno się odezwę :)
Tak więc, do zobaczenia niebawem, 
pozdrawiam, Marti ^.^

1 komentarz:

  1. "Zagroziła, że wygada mnie McGonagall, jeżeli to zrobię. "- bez "mnie" :)
    Ja, te pobudki Draco, wskazujące na jego uczucia, strasznie mnie zaskakują! To takie.. niepodobne do niego. ie potrafię sobie go wyobrazić w takiej sytuacji. To wydaje się być takie... abstrakcyjne! ^^ Bardzo się cieszę, że tak go wykreowałaś :)
    A Harry? On zawsze liczył się z innymi, i tym, co da komuś szczęście, a nie nienawiścią. Zgadza się, by jego przyjaciółka dzieliła życie z najgorszym wrogiem. Wie, że jeśli tak nie będzie, dziewczyna nie zazna szczęścia. I za to go szanuję.
    Zgredek! Jejku! Jak ja dawno nic o nim nie słyszałam! On jest wspaniały! Jedyny w swoim rodzaju! Tyle dobroci i serca zamknęte w tak małym stworzonku ^^ I oto kolejny przykład jego dobroci podałaś :)
    Jezus Maria, to mnie zaskoczyłaś. Ostatni fragment czytałam tak szybko, że sama nie zorientowałam się, kiedy się skończył! Matka Joy nie żyje? Sivir nie jest jej siostrą?! Rany julek... o ile śmierci matki się spodziewałam, o tyle wiadomość o Sivir totalnie mnie zaskoczyła! Ale namieszałaś!
    Ale skoro Lucjusz był z matką Joy, to... Może ona i Draco są rodzeństwem??? Mam nadzieję, że tego im nie zrobisz!

    OdpowiedzUsuń