środa, 23 maja 2012

"Koszmary a wspomnienia"



Rozdział 2
część II
"Koszmary a wspomnienia"

Gwiazdy lśniły na ciemnym niebie. Nawet drobna chmurka nie próbowała przyćmić ich blasku. Było tak jasno, że nie musiałam nawet używać zaklęcia. Niemal jak za dnia. Fale, raz po raz, lekko obijały się o piaszczysty brzeg. 
Minęły dwa tygodnie odkąd znów znalazłam się w Hogwarcie. Jak dotąd wszystko było idealne. Prawie. Parkinson nieco się uspokoiła. Od nienawiści przeszła do czegoś na kształt.. ignorancji? Plus dla mnie.
Rozejrzałam się dookoła - nie było tam nikogo. Tylko ja, siedziałam sama o północy na wzgórzu niedaleko szkoły. Spojrzałam na swoje odbicie w tafli jeziora. 
Dziewczyna o zielonych oczach spoglądała na mnie złowrogo. Jej delikatne rysy twarzy wyostrzyły się. Przygryzła dolną wargę, po czym wyszeptała: Kim jestem? 
Pytanie, które zadawałam sobie praktycznie codziennie. Niestety, wciąż nie znałam odpowiedzi.  
Potrząsnęłam energicznie głową. Blond loki opadły mi na twarz, którą ukryłam w dłoniach. Położyłam się na trawie wpatrując się w gwiazdy. Niestety miewałam czasem takie chwile, w których moja sytuacja w szkole zaczynała mnie zbytnio przytłaczać. Byłam szykanowana przez prawie wszystkich ze Slytherinu. Draco, jako "przewodniczący" ślizgonów naszego roku często ich upominał. Wstawiał się za mną. 
Jakby to miało pomóc.
To całkiem słodkie, ale niestety - nieskuteczne. Może nikt nie pluje mi w twarz, ale nie zaprzestali wyśmiewania mnie za moimi plecami. Chociaż, jak sama ostatnio zauważyłam - da się do tego przywyknąć. 
Większość moich przyjaciół była gryfonami. Co za tym szło - nie widywaliśmy się za często. Hermiona już od pierwszego dnia szkoły spędzała większość czasu na zakówaniu. Zamykała się w pokoju wspólnym i nie wychodziła, aż do kolacji. 
Rozumiem, że chce zaliczyć SUMy, ale żeby się tym aż tak przejmować?  
Harry wraz z Ronem każdego popołudnia ćwiczyli grę w Quidditcha. Sama powinnaś się za to wziąć, jeżeli wciąż myślisz o dołączeniu do drużyny. Zaśmiałam się pod nosem. O ile będą chcieli cię przyjąć. Podsumowując - większość czasu spędzałam sama, wśród ludzi, którzy mnie nienawidzili.  
Skrzyżowałam ręce za głową i zamknęłam oczy. Oddychałam równo i spokojnie, starając się nie uronić ani jednej łzy. Uwolnienie emocji w taki sposób dawało na prawdę dużą ulgę... pomimo tego, na prawdę nie lubiłam tego robić. Od dziecka uczono mnie, że trzeba być twardym. Co ja plotę.. Choć technicznie rzecz biorąc byłam kiedyś dzieckiem, to nigdy mnie tak nie traktowano. Odkąd pamiętam musiałam zachowywać się jak dorosły - nawet podejmować decyzje jak dorosły. Obie z siostrą nie miałyśmy zbyt pięknego dzieciństwa. Sivir jest ode mnie starsza o trzy lata - a przez to, że nie jest czarownicą było jej jeszcze trudniej. 
Choć ona tak nie uważała. Wciąż żyła w przekonaniu, że jako, praktycznie mówiąc, mugol czuła się dużo lepiej. Czasem jednak widać było po niej, że to wcale jej nie odpowiada. Zupełnie jak wyznała to w ostatniej naszej rozmowie. Jak wywnioskowałam z kontekstu, wydawało jej się, że przez to, iż ona nie ma magicznych zdolności to mama jej nie kocha, czy coś. 
Miałam nadzieję, że chociaż widok trwałych i niezmiennych gwiazd nieco mnie uspokoi. W końcu wszystko dookoła wciąż się zmieniało, chciałam mieć więc coś, co byłoby wieczne. Najlepiej nienaruszalne.
 Otworzyłam powoli oczy. Coś, a raczej ktoś, przysłonił mi cały widok na niebo.
 Jakim cudem on podszedł tak blisko, tak bezszelestnie? 
Podniosłam się do pozycji siedzącej i ręką nakazałam mu usiąść obok. Gdy już wykonał tą czynność, spojrzał mi w oczy i zapytał:
- Często tu przesiadujesz?
- Nie tak dużo, co my kiedyś. - uśmiechnęłam się lekko. W mojej głowie pokazało się kilka miłych, wesołych wspomnień z zeszłego roku. 
- Najlepsze chwile w moim życiu. - powiedział Draco po chwili namysłu. Zaśmiałam się pod nosem. Coś nie chciało mi się w to wierzyć. - Mówię całkiem poważnie. - dodał wyczytując z mojej twarzy niepewność. 
Obejrzał się za siebie i wskazał ręką na jakiś bliżej niezidentyfikowany przedmiot. Po chwili zorientowałam się, że chodzi mu o drzewo rosnące niedaleko zakazanego lasu, tuż nad brzegiem jeziora. 
- O ile dobrze pamiętam.. - zaczął. Od razu wiedziałam o czym myśli.
- Tam zapytałeś, czy chcę z tobą być. Tak na poważnie. - uśmiechnęłam się, tym razem bardziej szczerze.
-Wybrałem ciekawe miejsce. 
-Tak, myślałam, że coś mnie zaraz porwie do lasu. - wzdrygnęłam się na samą myśl o zakazanym lesie i żyjących w nich brzydkich, ohydnych i bardzo upiornych stworzeniach. Przynajmniej o większości tychże stworzeń. Draco zaczął się niepohamowanie śmiać, za co oberwał w ramię. 
- Przecież bym cię uratował. - tłumaczył się. 
- No ja myślę! - puściłam mu oczko. 
- Wiesz.. kiedyś mi się wydawało że było za wcześnie by ciebie o to pytać. W trzeciej klasie przynajmniej.. to nieco nietypowe, tak sądzę. Pomyślałem, że początek czwartej to idealne wyjście. - Podparł się na łokciach i spojrzał przed siebie. 
Odwróciłam wzrok w stronę stadionu Quidditcha. Natychmiast spochmurniałam, co nie umknęło Malfoy'owi. Dobrze wiedział o czym myślę, ale i tak nie omieszkałam mu tego powiedzieć na głos. - Na stadionie po raz ostatni rozmawialiśmy. Zanim odszedłeś. Przypominam, że wciąż nic mi nie wyjaśniłeś. A minęło już trochę czasu. - odwróciłam wzrok. - Przez to koszmary nie dają mi spokoju. - dopowiedziałam nieco ciszej. 
- Ja tylko chciałem cię chronić.. - przez chwilę wyglądał, jakby te słowa mu się wyrwały. Może on wcale nie chciał tego wytłumaczyć? Czyżby wcześniej sądził, że może to puścić w nie pamięć bez słowa wyjaśnienia?  
- Przed czym? - zapytałam bardziej sucho, niż planowałam. Drążyłam temat.. musiałam bo sam chyba nie był skory do powiedzenia wszystkiego.
- Przed moją rodziną? Przed śmierciożercami? Dobrze wiesz, że to co się dzieje dookoła mnie jest.. dość skomplikowane. Poplecznicy Voldemorta starają się wykorzystać każdego po kolei, by dostać to czego chcą. Nie chciałem, by ciebie w to wplątali. Sam czasem sobie z tym nie radzę, wolałem więc zostawić cię w spokoju. 
- To dlaczego wróciłeś? - zdziwiona jego odpowiedzią z początku nie bardzo chciałam w to wierzyć. Czy tak było na prawdę? Czy chciał mnie chronić? Czy to tylko jego wymysł, próba uzyskania mojego przebaczenia..?
- Bo życie bez ciebie jest dużo trudniejsze, niż próba zrozumienia życia śmierciożercy. - powiedział na jednym wydechu.
- Ah. 
- Ah? Tyle masz do powiedzenia? - zapytał nieco głośniej. 
- Ja.. - zaczęłam. Nie udało mi się powiedzieć nic więcej, gdyż znienacka tuż obok nas pojawiły się dwie postacie, obie ubrane na czarno. Jedna z nich, czarnowłosa, dość niska, brzydka dziewczyna patrzyła na nas z obrzydzeniem. Na początku wzięłam ją za oswojonego dementora. (Okazało się, że to tylko Parkinson.) Za to mężczyzna z haczykowatym nosem w czarnej szacie spoglądał drwiąco w stronę Draco. Przez chwilę wydawało mi się, że w ogóle mnie nie zauważył. Nie minęła sekunda, a już mierzył mnie zimnym wzrokiem, jakby czytał mi w myślach. 
- A kogóż tu mamy? - zapytał z nutką sarkazmu w głosie. - Dwa gołąbeczki. Powinniście już dawno spać. - profesor Snape spiorunował nas wzrokiem. Parkinson cicho chichotała u jego boku. - Dobrze się spisałaś, Pancy, ale ty również powinnaś być w dormitorium. Lepiej stąd idź, chyba, że chcesz mieć kłopoty. - przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem. Następnie zwrócił się do nas: - Walker i Malfoy, tracicie po dziesięć punktów. Pancy, dostaje pięć za podejmowanie odpowiednich decyzji. - posłał pół-uśmiech w stronę odchodzącej dziewczyny. Wiedziałam, że lubił karać inne domy za niesubordynację, ale nas? Ślizgonów? Przecież zazwyczaj byliśmy jego najwspanialszymi uczniami. Czyżbyśmy nieco przegięli? 
- Nie wiedziałam, że za bycie lizusem dostaje się punkty. Pomogę panu umyć włosy za dziesięć dodatkowych. - wyparowałam zanim zdążyłam przemyśleć te słowa. Draco dźgnął mnie łokciem w żebro. Niestety, było już za późno. Powiedzianych słów cofnąć nie mogłam. Skrzywiłam się, opuszczając głowę i czekałam na wyrok.
- Minus dwadzieścia punktów za niewyparzony język. - zasłużyłaś, jęknęłam w duchu. - Plus szlaban dla obojga na dwa tygodnie. Obyście nie mieli żadnych planów, bo przez długi, długi czas będziecie sprzątać lochy.
Zdusiłam w sobie cichy okrzyk sprzeciwu i zerknęłam na Draco. Dumnie spoglądał Snape'owi prosto w oczy. Obaj wyglądali na niewzruszonych. 
- Tak jest, profesorze. - powiedział tylko i pociągnął mnie za sobą w stronę szkoły. Czyżby to doniesienie było odwetem Parkinson za zniszczenie butów i wyśmiewanie jej przyjaciółek? Niestety, wydawało mi się to zbyt proste. 
Snape chciał mieć pewność, że trafimy do dormitorium i nie będziemy więcej włóczyć się po zamku. Przynajmniej tamtej nocy. Przeszliśmy przez błonia i wkroczyliśmy do zamku. Dookoła było zupełnie cicho. Wydawać się mogło, że cały zamek zapadł w sen. Szkoda, że tak się nie stało.
Odprowadzał nas właśnie przez korytarz, gdy obok nas przemknął jakiś różowy cień. Zerknęłam na Snape'a, zarówno na jego jak i na mojej twarzy mimowolnie pokazał się grymas. Różowa kulka widząc uczniów odwróciła się i w mgnieniu oka znalazła się tuż przed nami.Wszyscy troje zmierzyliśmy ją dokładnie wzrokiem. 
Umbridge odchrząknęła tym swoim piskliwym głosem.
- Co się dzieje? Dlaczego dzieci nie śpią? - zerknęła na profesora.
- Wszystko jest pod moją kontrolą. - powiedział akcentując ostatnie słowa.
- Czy aby na pewno, Severusie? Jeżeli miałbyś ich pod kontrolą, nie musiałbyś się teraz z nimi włóczyć po zamku. - mówiła bardziej sucho, bez cienia życzliwości.
- Nie martw się o to. - odwarknął. Myślałam, że zaraz doda jakąś kąśliwą uwagę na temat jej stroju, albo metod nauczania. Nie szczędził sobie brzydkich słów na jej temat, a ja wcale się nie dziwiłam. Jakaś różowa baba z ministerstwa wepchnęła mu się na stanowisko profesora obrony przed czarną magią. Nawet ja sądziłam, że Snape byłby o wiele lepszy zamiast niej.
Umbridge uniosła dumnie głowę i z cichym warknięciem odeszła, zostawiając nas samych.
- Profesorze Snape.. - zaczęłam, zerkając w jego stronę. - Wszystko w porządku?
Mężczyzna stał przez chwilę ze zwieszoną głową, cicho szepcąc jakieś niezrozumiałe słowa. Na dźwięk mojego głosu wyprostował się i obrzucił nas, tym samym co zawsze, podłym spojrzeniem.
- Jak najbardziej. - powiedział ze spokojem i popchnął nas w stronę dormitorium. Poczekał aż wejdziemy do środka i zniknął z pola widzenia. Zerknęłam za siebie upewniając się, czy aby na pewno go tam nie ma.
-Widział cię, jak schodziłeś na dół, tak? - zapytałam z przekąsem. - Czemu się tak cieszysz? Przez ciebie będziemy musieli siedzieć po lekcjach. - warknęłam.
- Spędzę z tobą więcej czasu, jak dla mnie to żadna kara. - zaśmiał się. Wywróciłam oczami i skierowałam się do swojego pokoju. - Hej mała, czekaj. - przystanęłam. - To jak.. wierzysz mi, czy wciąż jesteś wściekła?
-Wierzę ci, ale to nie zmienia faktu, że wciąż jestem na ciebie wściekła. - powiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Dopiero wtedy dodałam: - Chociaż może bardziej na siebie, niż na ciebie. 
~
Wkroczyłam dumnie na stadion znajdujący się niedaleko szkoły. Chwilę temu przeczytałam liścik, który Draco zostawił na mojej poduszce. Nie byłam do końca pewna, jak udało mu się wejść do pokoju dziewczyn, pewnie zostanie to jego tajemnicą. Kolejną tajemnicą. Od pewnego czasu bowiem miał on coraz więcej małych sekrecików. Gdy ostatnio go o to zapytałam, zbył mnie machnięciem ręki. Przepraszał mnie trzy razy, nim przestałam chować urazę za takie traktowanie. 
Spędzał ze mną coraz mniej czasu. Wymykał się późnymi wieczorami z dormitorium i to wcale nie po to, by odwiedzić "nasze miejsce". A te tajemnicze listy, które przynosiła mu jakaś czarna sowa, o wielkich, wyłupiastych oczach? No kto na moim miejscu nie byłby ciekawy co się dzieje? 
Liścik. Tak, liścik. Napisał w nim tylko, bym przyszła na stadion równo o 16. Po drodze zastanawiałam się dlaczego to dla niego takie pilne. 
Zobaczyłam go z daleka. Stał na środku pogrążony w myślach. Wyglądał na bardzo zestresowanego i smutnego. Coś go dręczyło, coś w czym nie mogłam mu pomóc. Inaczej by mi o tym powiedział. Powiedziałby, prawda? - jęknęłam w duchu. Stanęłam na przeciwko niego. Od pierwszej chwili unikał kontaktu wzrokowego. Jest gorzej niż sądziłam, pomyślałam. 
- Załatwmy to szybko. - powiedział tonem, jakiego nigdy jeszcze u niego nie słyszałam. A raczej nigdy nie mówił tak do mnie. 
- Draco? - szepnęłam. Próbowałam złapać go za rękę, ale cofnął się o kilka kroków, zwiększając między nami dystans.
- Nie wiem po co w ogóle próbuję.. Nie powinienem. - warknął do siebie, po czym obrzucił mnie spojrzeniem pełnym zarzutów. Lekko rozchyliłam usta ze zdziwienia wpatrując się w jego oczy. - Nie ważne.. Po prostu.. Zapomnij. - powiedział i dość szybkim krokiem skierował się do wyjścia ze stadionu. 
Nie do końca rozumiałam co się wokół mnie dzieje. Oniemiała powiodłam za nim wzrokiem. Przez chwilę pomyślałam, że to może jakiś głupi kawał. Że może chciał mnie nabrać. Jednak z każdym jego krokiem zdawałam sobie sprawę, że mówił poważnie. Tylko co miał na myśli rzucając to szorstkie: Zapomnij? Mam zapomnieć o spotkaniu? Mam zapomnieć o uczuciach, które były (a może i wciąż są) między nami? A może w ogóle mam zapomnieć o nas? Był coraz dalej. Znikał mi z pola widzenia, ruszyłam więc przed siebie. Szkoda, że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Pomału docierała do mnie rzeczywistość. Ale..czy właśnie taki miał być koniec naszej znajomości? Tak mieliśmy się rozstać? Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Po chwili to był już prawdziwy potok.
- Draco? - jęknęłam patrząc na oddalającego się chłopaka. Wydawało mi się, że przystanął na krótką sekundę. A może to tylko umysł płatał mi figle? - Draco! - krzyczałam za nim. Nie odwrócił się, choć byłam pewna, że słyszał. - Draco! -próbowałam ponownie. Nie chciałam dać za wygraną. Po tym wszystkim, co się między nami działo? Łączyły nas niesamowite więzi. Uczucia, które być może wciąż między nami są. Dlaczego odszedł? Czy to było dla niego za wiele? Miał mnie dość? - Draco! - krzyknęłam ostatni raz po czym osunęłam się na kolana. Schowałam twarz w dłoniach i cicho zaszlochałam. 
Nigdy nie zastanawiałam się nad nami tak dogłębnie. Czy którykolwiek związek zapoczątkowany w klasie piątej mógł wytrwać do końca? Kiedyś myślałam, że jeżeli przyjdzie nam się rozstać, to nie będzie dla mnie tak wstrząsające. "Zostańmy przyjaciółmi" i te sprawy. W praktyce wyglądało to inaczej. Trochę jakby moje serce rozpadło się na drobne kawałeczki. 
Nigdy nie myślałam, że rozstania aż tak bolą.
- To nie może być prawda.. Zły sen. To tylko zły sen.. - szepnęłam do siebie.
Obudziłam się, niemal krzycząc jego imię, w środku nocy. Dookoła było ciemno i cicho. Zaczęłam się rozglądać dookoła szeroko otwartymi oczami. Znowu to samo. Znowu ten sam sen. Koszmar, który stał się rzeczywistością. Wiele razy to wspomnienie pojawiało się w mojej głowie. Wiele razy po naszym rozstaniu. 
Jakiś czas później Draco kompletnie wypadł z mojego życia. Wtedy, kiedy miałam Lucasa blisko siebie, wydawał się on odległą, irracjonalną rzeczywistością. Dopiero niedawno zaczęłam sobie uświadamiać, że tak na prawdę cały czas go wykorzystywałam. Lucas był pewną formą zapomnienia. Chciałam oderwać się od smutnego, realnego świata, w którym wylądowałam po jego odejściu. Po odejściu Malfoya. 
Dzień, w którym zniknął z mojego życia był dla mnie niemal końcem świata. A przynajmniej byłby, gdyby nie moi przyjaciele. Ron - który wiecznie próbował mnie rozśmieszyć. Hermiona - bez niej pewno wpadłabym w depresję. A Harry - człowiek, który zawsze potrafił podnieść na duchu zrobił to i wtedy. Bez względu na okoliczności. To dzięki tej trójce.. Dzięki tej Wielkiej Trójce ruszyłam dalej. Co ja bym bez nich zrobiła? 
Wszystko zaczynało się układać. Odzyskałam dawny humor i wreszcie znów potrafiłam cieszyć się każdym dniem. Gdy nagle wrócił. A razem z wizytą Malfoy'a powróciły koszmary. Ciężko było przeżyć rozstanie za pierwszym razem, w prawdziwym świecie. Niestety, równie ciężko było przeżywać to każdej nocy w snach. Myślałam, że kiedy wreszcie dowiem się co się stało.. Myślałam, że kiedy wszystkiego się dowiem - koszmary znikną. 
Ale nie zniknęły. Najprawdopodobniej dlatego, że nie uwierzyłam. Na początku nie uwierzyłam w to, co powiedział, choć pewnie było to prawdą. Wydawało mi się to idiotyczne. Zerwał ze mną kontakt, bo bał się, że nagle rzucą się na mnie śmierciożercy? Ech, jak się ma większość rodziny w Slytherinie.. jak mas się w rodzinie kilku śmierciożerców, to wie się to i owo. Nawet rodzona matka.. Przecież wiedział. Dlaczego więc pomyślał, że nie dam sobie rady? Czy na prawdę próbowaliby mi coś zrobić? 
Może mówił prawdę.. Ba, na pewno mówił prawdę. A ty głupia wyjechałaś mu z jakimś "ah"!, skarciłam się w myślach. Wytarłam wciąż mokre od łez policzki. Ciekawe ile już łez wylałam podczas snu. Głupie koszmary, głupi Draco.. głupia ja. Zerknęłam na zegarek; była szósta rano, a mi o dziwo w ogóle nie chciało się już spać. Albo może bałam się znów zasnąć? Koszmary mogły powrócić.
Zrzuciłam z siebie kołdrę, włożyłam szatę i już miałam wychodzić z pokoju, gdy coś zaczęło stukać w szybę. Przysiadłam na parapecie przy swoim łóżku i uchyliłam okno. Do pokoju z gracją wleciała średniej wielkości, szara sowa. Do prawej łapki przywiązana czerwoną wstążką była jasna koperta. Na środku kartki widniało moje imię. Jednym ruchem rozwiązałam kokardkę i otworzyłam kopertę, pogłaskałam sówkę w podzięce za dostarczenie przesyłki i uchyliłam z powrotem okno.
Droga Joy,
Mam za dużo do opowiedzenia, by umieścić to w jednym liście. Myślę, że nie powinnam nawet próbować. Musimy porozmawiać i to pilnie, w cztery oczy. Za dwa dni dokładnie o 21 bądź w Hogsmeade. Najlepiej w Czterech Miotłach. Nie pytaj jak tam dotrę, nie pytaj dlaczego. Po prostu napisz czy dasz radę. Wyślij Valerie pod ten adres, który jest na kopercie.
Mam nadzieję, że przyjdziesz. Czekam na wiadomość,
Sivir.

Czytałam ten list któryś raz z rzędu. Za każdym razem w mojej głowie pojawiały się dwa pytania: O czym ona chce rozmawiać? I jak do cholery dostanie się do Hogsmeade?
Przez chwile zastanawiałam się nawet jak ja sama się tam dostanę. Teraz Snape będzie mnie miał na oku. Aż boję się pomyśleć co zrobi, jak dowie się, że po raz kolejny zlekceważyłam jego rozkazy. A jak będzie mnie próbował wyrzucić ze szkoły? Harry'ego i Rona w drugiej klasie próbował. Ale oni są gryfonami - a on nie lubi gryfonów. Chyba. No nic, Sivir musi mieć poważny powód, by zjawiać się tutaj. Muszę coś wykombinować i to jak najszybciej.
W porze śniadania przysiadłam się do stolika gryfonów. Czekałam na Hermione. Jak najszybciej chciałam jej powiedzieć o liście i zapytać o radę. Może ona będzie wiedziała co robić. Najlepiej jakby pomogła mi się stać niewidzialną..
Zaraz, zaraz. Czekam na nieodpowiednią osobę! To z Harrym powinnam rozmawiać. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się pożyczyć od niego pelerynę niewidkę. Na pewno łatwiej będzie wyjść ze szkoły niezauważonym. Uśmiechnęłam się do siebie, grzebiąc w sałatce na talerzu.. właściwie na talerzu Hermiony.
Nie minęła chwila, a trójka moich przyjaciół już wisiała mi nad głową.
- To, zdaje się, mój talerz. - wzruszyłam ramionami. Hermiona usiadła obok mnie. Harry i Ron jak zwykle zajęli miejsca po przeciwnej stronie stołu. Ron uśmiechnął się kpiąco nakładając sobie kilka skrzydełek kurczaka. 
- Mam do was prośbę. - powiedziałam przełykając sałatkę.

~*~
Witam ponownie!
Kurcze, mam wrażenie, że to się robi nudne, a Wy?
Tylko szczerze. No ale nic. Ten rozdział to taki tylko przejściowy, że tak to ujmę. Obiecuję, że przy następnym nikt nie zaśnie. A przynajmniej mam taką nadzieję :)
Jeżeli przeoczyłam jakieś posklejane wyrazy - wybaczcie ;)
Dobra, tak jak mówiłam wcześniej nie będzie mnie przez kolejny tydzień - 
wszystko nadrobię jak wrócę, a nowy rozdział wrzucę kilka dni później. {15-16?}  ^.^
Pozdrawiam : >

1 komentarz:

  1. Jejkuuu... ta Parkinson mnie strasznie irytuje! Na miejscu Malfoya zrobiłabym jej taką reklamę, że odechciałoby jej się zdradzać, że gdziesz wyszedł nocą. W ogóle się doczepiła strasznie do nich -.-
    Rozstanie Joy i Draco przebiegło dość nietypowo. Kilka słów z jego strony miało starczyć ? Myślę, że gdyby jakoś inaczej to rozegrał, niekoniecznie wyjaśnił, ale po prostu udał, że już mu na niej nie zależy, to mniej by bolało. Znaczy nie, że mniej, ale wtedy mogłaby się całkowicie poddać i może szybciej by zapomniała? A on... właściwie to nic nie powiedział. Tylko "zapomnij...". No nie zachował się jak przystało. Ale to Draco. Jedno jest pewne. Skoro on, Malfoy, powiedział, że BĘDZIE WALCZYŁ I SIĘ NA PEWNO NIE PODDA, to tak będzie. I znaczy to, że naprawdę mu zależy.
    Ciekawi mnie o czym chce porozmawiać Sivir. I też JAK się dostanie do Hogsmeade? Kurcze no ! Widzę , że akcja zaczyna nabierać tempa ^^

    OdpowiedzUsuń