wtorek, 22 maja 2012

"Powrót do rzeczywistości."


Rozdział 1
"Powrót do rzeczywistości"
~muzyka
-  Powiesz mi w końcu, dlaczego zawsze muszę to robić? - zapytałam przechodząc przez drzwi frontowe.
-  Mogłabyś się najpierw przywitać. Nie widziałam cię od rana. Gdzie byłaś? - zapytała matka nie odwracając się nawet w moją stronę. Ona to ma tupet..
- Dobrze wiesz, gdzie byłam. Poszłam zakończyć znajomość z najwspanialszym chłopakiem, jakiego znam. - warknęłam i stanęłam naprzeciwko niej. Zmuszona była na mnie spojrzeć. Nie omieszkała dorzucić swojego irytującego uśmieszku.
-  Daj spokój, wiesz, że taki związek nie ma przyszłości. Po pierwsze już za dwa dni wracasz do Hogwartu. Po drugie, to mugol. Nie wiem jak mogłaś w ogóle pomyśleć o związku z mugolem. Po trzecie, wiesz, że nigdzie nie zostajemy dłużej niż trzeba. - wyjaśniła i znów schowała wzrok za gazetą,  którą czytała. 
Zdenerwowana wyrwałam jej pismo z ręki i cisnęłam nim przez pokój. Mama oparła się wygodniej na krześle i spojrzała na mnie, śmiejąc się. 
- Właściwie to dlaczego nie mieszkamy nigdzie na stałe? - zapytałam.- To dlatego, że lubisz mnie dręczyć, czy masz jakiś ważniejszy powód? 
- Mogłabym tłumaczyć dociekliwym sąsiadom, że wyjeżdżasz do szkoły z internatem, ale wiesz, że taka informacja żadnemu z nich nie wystarczy. Do tego nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Kiedy ty wyjeżdżasz, wolę podróżować. - uśmiechnęła się jak prawdziwa matka. Nie zwiodło mnie to jednak. Wiedziałam, że ma coś do dodania. Nie obeszło by się bez sarkazmu, ironii i zimnych jak lód słów. - No to co ci ten mugolski dzieciak powiedział, że tak ci na nim zależy? - pochyliła się w moją stronę. 
Moje oczy zwęziły się w dwie szparki. Matka była równie dociekliwa, co nasi sąsiedzi. Jednak nie widziałam powodu, by nie powiedzieć jej prawdy. 
- Wyznał mi miłość. - westchnęłam. - A najgorsze jest to, że ja chyba odwzajemniam jego uczucia.
Uśmiech kobiety stawał się coraz szerszy. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć śmiechem. Przewróciłam oczami. Nagle całkiem spoważniała. Spojrzała na mnie uważnie. 
- Zupełnie jak młodego Malfoya, co? 
Odwróciłam wzrok. To był chyba najgorszy moment, na zadanie takiego pytania. Ona dobrze wiedziała co było między nami i co się stało, że już tego nie ma. Po co to roztrząsa? 
- Draco zniknął, gdy zaczęło się robić zbyt poważnie. Myślisz, że on jest lepszy od Lucasa? - mama pokręciła głową. - Kłamiesz,widzę to w twoich oczach. Wiesz co? Mylisz się. 
- Malfoy to chyba do tej pory jedyny twój chłopak, którego lubiłam. - powiedziała. 
Dobrze wiedziałam dlaczego tak mówi. Nie ukryłaby przede mną nic, jest moją matką, wiem o niej wszystko. Zabawne, że niektórzy czasem biorą nas za siostry. Albo ona wygląda tak młodo.. albo ja tak staro. Chociaż na ogół chodzi bardziej o nasze charaktery. Obie jesteśmy wybuchowe i nieokiełznane, dlatego czasem ciężko odnaleźć się nam w relacjach matki z córką. 
- Mówisz tak, bo wszyscy z jego rodziny są czystej krwi. - warknęłam. - A poza tym, oprócz Lucasa to jedyny chłopak, z którym się umawiałam.
- I mam nadzieję, że tak zostanie. Naprawdę tak bardzo ci zależy, by twój facet był nieudacznikiem? Mugolem, albo czarodziejem z brudną krwią? - oczy matki przybrały gniewny wyraz. Wydawało się jakby miała zaraz zacząć rzucać czarami niewybaczalnymi na prawo i lewo.
- Ty chyba sobie żartujesz.. czasem nie wierzę, że faktycznie jesteśmy spokrewnione. - powiedziałam oschle. 
- Jesteś czystej krwi. Jesteś dużo lepsza niż tysiące czarodziejów, masz niebywałe zdolności i wielką ambicję. Nie zmarnuj tego przez jakiegoś mugola. Niech twoje dzieci mają równie dobre życie, co.. 
- Przestań już! To nie jest najważniejsze! Myślisz, że tylko to się liczy? Że będę chodzić z durnym Malfoy'em, który złamał mi serce, bo jest czystej krwi? Nie wierzę, na prawdę nie wierzę, jak ślepa potrafisz być na niektóre sprawy. - wyżywałam się na matce. Niestety nic do niej nie docierało. Zaczęła się śmiać z moich poglądów. Stwierdziła, że wychowała mnie nie odpowiednio, bo nie jestem taka jak ona. - Może po prostu jestem mądrzejsza. - zaśmiałam się oschle.
- Z szacunkiem do matki. - usłyszałam głos ojca, który pojawił się znikąd tuż za mną. 
Odwróciłam się powoli i spojrzałam na mężczyznę próbując zachować spokój. Z nim nie było tak łatwo rozmawiać, jak z matką. Jej nie przeszkadzało, że bywałam nietaktowna, wredna i samolubna. Ona była dumna z mojego charakteru. Mówiła bowiem, że wyrosłam na cudowną, niezależną kobietę. Ojciec był bardziej sceptycznie do tego nastawiony. Wolał bym miała, jak to mawiał,  bardziej ludzkie podejście do życia. Więc oto jestem. Jestem nie do zniesienia, bywam wredna i krytyczna, ale mam pojęcie co to jest miłość, jak to jest kogoś kochać i wiem, że żadne z tych uczuć nie mają nic wspólnego z czystością krwi. 
- Nie bez powodu tiara przydzieliła cię do Slytherinu. Tiara przydziału nigdy się nie myli. Czasem nie mogę tego pojąć, Joy. Zadajesz się z takimi ludźmi.. Nie możesz zaprzyjaźnić się ze znajomymi z twojego domu? Musisz akurat z tymi szlamami z Gryffindoru? 
- Przestań ich tak nazywać. Ty żądasz ode mnie szacunku, a sama nie masz go do nikogo. 
- To nieprawda, mam szacunek do wielu ludzi. Ale tylko do ludzi, którzy na szacunek zasługują. 
Spojrzałam na matkę z niedowierzaniem. Od zawsze wiedziałam co sądzi o moich znajomych i nie raz zdarzało jej się powiedzieć na kogoś szlama. Nie rozumiałam tylko dlaczego ma ona do nich taki, a nie inny stosunek. W przeszłości musiało się stać coś bardzo złego, skoro mama chowa do ludzi urazę do tej pory. Wątpię by potępiała ich od urodzenia.
- Wasze krzyki słychać po drugiej stronie domu. Co się znowu stało? - zapytała Sivir wchodząc do kuchni. Matka spojrzała na nią ze złością. 
- Nie mieszaj się do tego, Sivir. - warknęła. Spojrzałam na ojca. Wyglądał, jakby próbował przekazać wzrokiem matce coś bardzo ważnego. Trochę jakby potępiał jej zachowanie. Jakby wiedział coś więcej niż ja i siostra. - Idź na górę. - powiedziała oschle, odpowiadając na spojrzenie ojca.
- To, że wasze sprzeczki dotyczą świata czarów, nie oznacza, że nie mogę zabierać w nich głosu, matko. - warknęła. Spojrzałam na nią zdziwiona. Rzadko kiedy odzywała się do niej w ten sposób. Raczej była tą grzeczną córunią, która słucha każdego rozkazu.
- Powiedziałam coś. Idź. Na. Górę. - próbowała postawić córkę do pionu. 
- To nie moja wina, że nie jestem czarownicą. Nie wyżywaj się na mnie. - szepnęła oschle. Widziałam, że w jej oku zakręciła się łza, którą dzielnie powstrzymała. Podeszłam do niej szybkim krokiem i złapałam ją za ramię.
- Nic się nie dzieje. Nie ma żadnej sprzeczki. Naprawdę. - próbowałam ratować sytuację. Nie chciałam wielkiej kłótni rodzinnej przed samym wyjazdem. Zastanowiło mnie jednak, co się takiego stało, że Sivir o tym wspomniała. 'O nie..',pomyślałam 'A co jeżeli słyszała słowa matki?'.
Zaniepokoiła mnie ta myśl. Rodzicielka starała się unikać przy niej tych tematów. W końcu krytykowała ludzi brudnej krwi, mugoli.. Jej własna córka jest charłakiem. Ciekawe jak z tym musiała się czuć. Przecież nie można pałać nienawiścią do własnej córki, czyż nie?
- Nie kłam. Mam prawo wiedzieć co się dzieje we własnym domu. - zmierzyła nas po kolei wzrokiem. 
- Nagle ci się buntować zachciało? - zapytała wstrząśnięta mama. Jej mina wskazywała na to, że raczej nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jej niepyskata córunia wyszła wreszcie z cienia. 
- Buntować? Ja po prostu chcę wiedzieć co się dzieje! Wszyscy się zachowujecie jakbym nie miała prawa wiedzieć o świecie czarów. To jest strasznie nie fair.. 
- Dosyć, kazałam ci iść na górę. Nie zrobiłaś tego, masz szlaban. - matka wstała z krzesła i wyszła z kuchni. Cała rodzina zgodnie poszła w jej ślady. Zmieniliśmy otocznie, jednak nie nastawienie. Wszyscy byliśmy dość podenerwowani tą sytuacja, przez co atmosfera robiła się jeszcze gęstsza.
- Szlaban? Jak możesz! Joy nigdy nie dostała by za coś takiego szlabanu! - już chciałam się wtrącić.. ale powstrzymało mnie to, że Sivir miała rację. Matka za nic mnie nie karała. Jakbym toja była ta lepsza. Tylko, że do mnie to wcześniej nie docierało. - Traktujesz ją lepiej, bo jest czarownicą? Bo jest ślizgonką? -krzyknęła z niedowierzaniem. 
- To niedorzeczne. Przestań się kłócić, nabierz trochę pokory. Idź na górę, w tej chwili. - powiedziała władczym tonem. Sivir, nie chcąc wpaść w jeszcze większe kłopoty, wspięła się na górę po schodach ze spuszczoną głową. Matka natomiast szukała spojrzeniem poparcia ze strony ojca. Ten pokręcił tylko głową.
- Przykro mi, Asterio, ale nie zgadzam się z tobą w tej sprawie. Wiem o czym teraz myślisz. Ale nie, to nie ma z tym nic wspólnego. Sivir ma rację, w wielu sprawach. Ty po prostu nie chcesz jej słuchać. Całą uwagę skupiasz na drugiej córce. - spojrzał na mnie. - Bez urazy, ale obie jesteście równie ważne w tej rodzinie. 
- Ale ja się z tobą zgadzam. - pokiwałam głową w zamyśleniu. 
~muzyka
Droga Hermiono, 
Zrobiłam to. Zerwałam z nim na życzenie mojej matki. Chociaż sama nie wiem dlaczego.. Rozumiem, że moje nagłe zniknięcie wzbudziłoby ogólne zainteresowanie moją osobą, a my w żaden sposób nie bylibyśmy w stanie powiedzieć gdzie tak na prawdę jestem. Matka ma rację, przez te wakacje mieszkaliśmy wśród strasznie dociekliwych mugoli, którzy wszędzie wtykali swoje długie nosy. Jaki by nie był główny powód, to i tak strasznie mi przykro. Wiem, że złamałam mu serce, łamiąc przy tym je sobie samej. Naprawdę go lubiłam. Był niesamowitym przyjacielem. Nie mówię już o nim tylko jako moim chłopaku, ale ogólnie. Zawsze był obok gdy miałam jakiś problem. Może i nie wiedział o mnie wszystkiego, ale i tak doskonale mnie rozumiał. Szkoda. Wielka szkoda, że muszę zostawić to za sobą. Znowu. 
Z drugiej strony.. nie byłam do końca przekonana czy to prawdziwe uczucia. Czy może tylko wmawiałam, i wciąż wmawiam, sobie to, że faktycznie cokolwiek do niego czułam. W końcu do tej pory nie podniosłam się po utracie Malfoy'a. Może ma to z tym jakiś związek, jak sądzisz?
P.S.Do zobaczenia jutro na peronie. 
Jocelyn. 
Napisałam to do niej z samego rana. Nie mogłam dłużej czekać z relacjami. Co prawda miałyśmy się widzieć już następnego dnia, ale to i tak nic nie dawało. Moje sumienie strasznie mi się narzucało. W głowie ciągle miałam te same myśli. Nie podobało mi się krzywdzenie ludzi, ani trochę. Zrozumiałam wtedy, że to, iż jestem ślizgonem nijak się ma do mojego charakteru. Większość moich znajomych ze Slytherinu była wredna i bezduszna. Nie obchodziło ich to co czują inni. Przez to coraz częściej myślałam, że tiara popełniła jednak błąd. Nie pasowałam do takiej grupy ludzi. Źle mi było w ich towarzystwie, dlatego zawsze trzymałam się na uboczu. 
Musiałam jak najszybciej wysłać list pocztą. Miałam nadzieję, że w miarę szybko dojdzie on do Hermiony. Moja sowa Valerie nie miała zbyt dużo pracy w wakacje. Ciężko ją wysłać gdziekolwiek wśród mugoli. To byłby dość dziwny widok, gdybym tak co jakiś czas wypuszczała z domu białą sowę z kopertą w dziobie. 
Na dworze było dość ciepło, pomimo tego, że słońce już zachodziło. Włożyłam więc moją czerwoną,  krótką sukienkę i wybiegłam z domu. Dojście na pocztę zajęło mi tylko chwilę. Wracałam już przez tą jakże spokojną dzielnicę. Dookoła rozbłysły światła lamp ulicznych. O tej porze już nikt nie wychodził z domu. Przechodziłam własnie obok jakiegoś ciemnego zaułku, gdy nagle usłyszałam  t e n  głos. 
- Hej mała, całkiem ładna sukieneczka. - odwróciłam się gwałtownie. Na początku myślałam, że to może mój umysł płata mi figle, bo w pobliżu nikogo nie widziałam. Jednak tuż po chwili z ciemności wyłonił się on.      
     Draco Malfoy stał oparty o mur pobliskiego budynku. Usta miał wygięte w nonszalanckim półuśmiechu. Nie widziałam go ponad dwa miesiące, więc jego uroda omal nie zwaliła mnie z nóg. 
Przez całe wakacje próbowałam przekonać siebie, że nie żywię już do niego żadnych uczuć. Wystarczyło, że raz go zobaczyłam i wszystko legło w gruzach. Moje serce znów rozpadło się na kilka drobnych kawałków. Przypomniały mi się bowiem wszystkie wspólnie spędzone chwile. I ten ostatni raz kiedy go widziałam.. Później wszystko się zmieniło. On się zmienił. Unikał mnie, nie pisał, nie rozmawiał ze mną. Po prostu zniknął bez słowa, jakby nic między nami nie było. 
Gdy wróciło do mnie owe wspomnienie, wróciła również głęboko skrywana nienawiść pomieszana z miłością. Uwielbiałam tą jego nonszalancję, to jak nazywał mnie 'małą' i to, jak zawsze delikatnie całował mnie na pożegnanie. Nienawidziłam za to, co mi zrobił. Za to, że odszedł. Odszedł i nie wrócił.. Aż do teraz. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam siląc się na spokój.
- Krążą plotki, że usychasz z tęsknoty. Pomyślałem, że może wpadnę poprawić ci humorek. 
- Masz jakiś problem? - fuknęłam na niego. Zaczynał mnie drażnić tą swoją pewnością siebie. 
- Nie. A ty? - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Warknęłam cicho i odwróciłam się od niego. Ruszyłam spokojnie w stronę domu. Ale on nie dał za wygraną. Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzałam w jego jasne tęczówki. Jego twarz była tak blisko mojej.. W końcu dotarło do mnie co on chce zrobić. Wyrwałam się z uścisku i cofnęłam się o kilka kroków.
- Będziesz się dąsać do końca życia? - zapytał poważniejąc na chwilę. 
- Powiedz co tutaj robisz. 
- Moja ciotka mieszka niedaleko. Dowiedziałem się wczoraj, że od jakiegoś czasu w sąsiedztwie mieszkają nowi czarodzieje. Szkoda, że nie powiedzieli mi tego wcześniej.. - powiedział robiąc krok w przód. - Teraz ty odpowiedz na moje. 
- Odszedłeś ode mnie. Zniknąłeś tak po prostu. Jak mogę nie być zła? Jak mogę ciebie nie nienawidzić? - zapytałam. Poczułam na sobie jego przenikliwy wzrok. Starałam się ukryć swoje emocje. Nie chciałam by wiedział, że żywię do niego tak wielkie uczucie. 
- Przepraszam. Na prawdę mi przykro, nie chciałem.. Miałem powód. Proszę, daj mi się wytłumaczyć. - jęknął. Pokręciłam głową.
- Miałeś powód... - szepnęłam. - Powód o imieniu Rocky, co? 
- Co? Nie! Rocky była tylko znajomą. Ja nigdy.. 
- Daruj sobie. Nie obchodzi mnie to. Po prostu się stąd wynoś. Nie chcę ciebie więcej widzieć. - Za bardzo mi na tobie zależy, dodałam w myślach. 
- Proszę, pozwól mi.. - zaczął.
- Niby jesteś taki inteligentny a nie rozumiesz kilku tak prostych słów? Pozwól, że skrócę ci moją wypowiedź do minimum: Zniknij. - nawet nie zwróciłam uwagi na to, że mówię szeptem. 
- Naprawdę tak sądzisz? Jak dla mnie, to kłamiesz. Obydwoje wiemy, że jest nam razem dobrze. Było, jest i będzie. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie ma już żadnych nas. Po prostu odejdź. Idź, gdzie masz iść, bo nawet jeżeli pozwolę ci wrócić, to i tak znowu znikniesz. Zupełnie jak ostatnim razem.  - z całych sił starałam się powstrzymać od łez. Jednak jedna niekontrolowanie spłynęła po policzku. 
On, nie bardzo wiedząc co ma zrobić, otarł łzę i delikatnie mnie przytulił. A ja? Nie powiedziałam nic. Pozwoliłam mu na ten jeden mały gest. Jeszcze nigdy nie widziałam, by Draco zachowywał się tak nieśmiało. Chyba gdzieś po drodze, podążając za mną, zgubił całą swoją nonszalancję, którą darzył cały świat. Teraz był tylko on, zwykły i bardzo miły chłopak z sąsiedztwa. Ale to nic nie zmieniało.. Dobrze wiedziałam, co muszę zrobić. Nie mogę dać się omamić. 
- Zanim cię o coś zapytam, chcę ci powiedzieć, że co byś nie odpowiedziała.. ja i tak z ciebie nie zrezygnuję. - powiedział. Wyrwałam się z jego objęć i spojrzałam mu w oczy. - Dasz mi jeszcze jedną szansę? Wszystko ci wytłumaczę..
- Myślisz, że naprawdę możesz się tak pojawiać i znikać kiedy chcesz, a  ja raz po raz będę cię witała z otwartymi ramionami? - powiedziałam nieco mniej oschle. - Dałam ci jedną szansę po tym, jak całowałeś się z Rocky. Pozwoliłam ci wrócić, bo powiedziałeś, że to nic nie znaczyło. Zaufałam ci. A ty.. Przykro mi, ale nie da rady. Straciłeś swoją szansę. - odwróciłam się do niego plecami i skierowałam się w stronę domu.
- Joy proszę.. - usłyszałam za sobą jego cichy głos. 
- Daruj sobie. Wszystko co między nami było, skończyło się w momencie, w którym zostawiłeś mnie samą. I niech do ciebie w końcu dotrze... że to nie powróci. - nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Zostawiłam go samego z masą niezadanych pytań i kłębiących się myśli. Zrobiłam dokładnie to samo, co on zrobił mnie. Tylko dlaczego było mi z tym tak źle?
Niesamowicie trudno było wypowiedzieć te słowa. W końcu to była masa kłamstw. Wciąż żywiłam do niego uczucia, których nigdy nie powinnam była żywić. Ale nie mogłam na to pozwolić. Nie chciałam, by moje serce znowu ucierpiało. Nie po raz trzeci. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.
~*~
I tak oto kończy się rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że nikt nie zasnął :D 
Do zobaczenia wkrótce, Marti. 

2 komentarze:

  1. Najpierw: Coldplay? Baardzo lubię :D A ta piosenka to już w ogóle ^^
    Straszną matkę ma Joy. Taka, zdawać by się mogło, że bardziej Voldemorska aniżeli Dumbledorska. Pewnie będzie z nią bardzo dużo kłopotów. I nie powinna tak traktować drugiej córki. Przecież to nie jej wina, że jest charłakiem -.- Widocznie z matką jest coś nie tak! ;d
    "O tej porze już nikt nie wychodził z domów"- nie wychodził z domu, albo o tej porze ludzie nie wychodzili już z domów.
    "- Moja ciotka mieszka nie daleko. "- niedaleko
    "Nie chcę ciebie więcej widzieć."- Nie chcę cię więcej widzieć, nie ciebie.
    "Nie powiedziała nic"- powiedziałam
    Draco ze złamanym serduchem? Ha! Ciekawie będzie xd W sumie jego kojarzę tylko jako cwaniaczka, myślącego jedyni o sobie i nie żywiącego uczuć do nikogo. Swoją drogą nie przeszkadzam mu to, że jego dziewczyna ( była!) przyjaźni się z Hermioną? Chyba szału dostał jak się dowiedział haha xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i przy okazji stokrotne dzięki za wyłapanie tych błędów! Niestety, chociaż czasem czytam któryś z moich rozdziałów po kilkanaście razy, to nie jestem w stanie jak na razie poprawić wszystkie; może z czasem będzie lepiej? Tymczasem jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń