środa, 23 maja 2012

"Do Hogwartu!"


Rozdział 1
część II
"Do Hogwartu!"
Obudziłam się z bólem głowy. Nic dziwnego, skoro spałam tylko kilka godzin.Wczorajsza wizyta Malfoya dała mi wiele do myślenia. To własnie robiłam przez całą noc. Myślałam. W mojej głowie świeciło się tysiące punkcików na minute. Każdy punkcik był myślą, która kłębiła się starając dotrzeć do serca, by zostawić na nim ślad. Ślad za śladem. Draśnięcie po draśnięciu. Każda myśl zaczynała się tą samą sekwencją słów: Co by było gdyby..? 
Co by było, gdybym jednak wybaczyła Draco? - w końcu powiedział, że i tak ze mnie nie zrezygnuje. Czy to oznacza, że naprawdę mu zależy? Czy może znowu chce namieszać mi w głowie. Pobawić się moimi uczuciami, by znów zrujnować mi życie. 
Co by było, gdyby on naprawdę mnie lubił? - może lubi, skąd mam to wiedzieć. Ale pewności nie ma. Nigdy nie było i nie będzie,jeżeli mowa o Draco. Chłopak, który za pewne sam nie wie czego chce. Jest egoistyczny i pyskaty. 
Więc dlaczego go lubisz? 
Przerwałam zadręczanie się myślami. Nie miałam ochoty podnieść się złóżka. Nie miałam ochoty na nic. A może jednak? 
- Wracam do Hogwartu. - szepnęłam do siebie. - Dzisiaj wracam do domu. 
Na mojej twarzy zagościł nieśmiały uśmiech. Tylko ta jedna myśl powstrzymała mnie od bezczynnego wylegiwania się na łóżku. Szczęście wypełniło moje serce i moją duszę. 
- Często się tak szczerzysz do siebie? To objaw jakiejś choroby? 
Spojrzałam w stronę drzwi. Stała w nich Sivir ubrana w dresy i uczesana w niedbale wyglądający kucyk. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Przewróciłam oczami. Ona nigdy tego nie zrozumie. Jaka szkoda. - zaśmiałam się w duszy.
- Wszystko staje się lepsze, kiedy jesteś pewna lepszego jutra. -wstałam i popędziłam do łazienki. 
- Och, zamknij się. - rzuciła się na moje łóżko zakładając ręce za głowę. 
- Coś ty taka zgorzkniała? - zapytałam z łazienki podczas szczotkowania zębów.
- Mam się cieszyć, bo ty wyjeżdżasz a ja znów będę musiała mieszkać z babką? Albo w kółko zmieniać szkołę, bo mama nie może sobie znaleźć odpowiedniego miejsca? - ubrawszy się najpierw, usiadłam obok siostry. Wpatrywała się głęboko w moje oczy. 
- Porozmawiaj z nią. - wpadłam na pomysł. - Zostańcie tutaj. To chyba nie najgorsza okolica? Szkoła jest niedaleko..
- Teraz idź i ją przekonaj.. - zaśmiała się bez cienia radości. 
- Zwariowałaś? Wolę nie ryzykować. - pokazała mi język. Mocno się jednak zastanowiłam nad propozycją siostry. Może w jakiś sposób mogę jej pomóc? Wstałam z łóżka. 
- Podnieś tyłek, muszę posprzątać ten bajzel. - zaśmiałam się próbując zrzucić ją z pościeli. - A zaraz idziemy z nią pogadać. Może uda nam się coś wynegocjować. 
Chwilę później stałyśmy już na schodach. Żadna z nas nie chciała pokazać się tam pierwsza. Zastanawiałyśmy się jak mama zareaguje na naszą prośbę. W głębi duszy miałam złe przeczucia. Oby totylko nie wpędziło Sivir w większe tarapaty. Siostra popchnęła mnie lekko. Przez nią prawie zleciałam z ostatnich stopni schodów. Obrzuciłam ją gniewnym spojrzeniem. 
- Ciebie bardziej lubi. Zresztą już za godzinę cię tu nie będzie, a do twojego powrotu już dawno zapomni. To ja będę jej wysłuchiwać przez kolejne tygodnie. - warknęła w moją stronę. Zlustrowałam ją wzrokiem. 
- To nie prawda. - odpowiedziałam spokojnie.
- Co nie prawda? Nie wracasz do Hogwartu? - otworzyła szerzej oczy. 
- Nie to.. To nie prawda, że mnie lubi bardziej. Jesteś jej córką, nie przesadzaj. - złapałam ją za rękę i mocno ją ścisnęłam. 
- To idiotyzm. Dlaczego z całej naszej cudownej rodzinki to ja akurat nie mam żadnych zdolności magicznych? - pokręciła głową w konsternacji, aż jej kolczyki zaczęły się mocno bujać na wszystkie strony. Nie wiedząc co powiedzieć, pociągnęłam ją za rękę. Przeszłyśmy przez salon i skierowałyśmy się w stronę kuchni. Mama siedziała już w pełnej gotowości. Zapewne wstała dzisiaj dużo wcześniej, by mieć pewność, że nie spóźnimy się na pociąg. 
- Dzień dobry moje drogie. Śniadanie jest na stole. Herbata jest gorąca, dopiero co ją zaparzyłam. Sivir, mam nadzieję, że pomału szykujesz się do wyprowadzki. Jocelyn, wyjeżdżamy za parę minut, pospiesz się, proszę. - powiedziała smarując kromkę chleba masłem. Dopiero po chwili odwróciła się w naszą stronę. 
Spojrzałyśmy na siebie z Sivir porozumiewawczo. Siostra niezauważalnie kiwnęła głową. Przynajmniej tak nam się wydawało: że mama nie zauważy żadnych dziwnych zachowań. Niestety, na naszą niekorzyść ona zawsze była zbyt spostrzegawcza.
- Co się dzieje? Coś nie tak? - zapytała lustrując nas wzrokiem. Zapadła niezręczna cisza. Nagle dostałam od Sivir z łokcia w żebro. Przygryzłam mocniej wargę. Myślałam, że to będzie dużo prostsze. Jakoś tak.. zabrakło mi odwagi. Pomyślałam jednak o siostrze. O tym, że ma w życiu dużo ciężej, bo jako jedyna w naszej rodzinie jest charłakiem. Chciałam jej jakoś pomóc. Zrobić coś, dzięki czemu jej życie będzie lepsze. Bardziej komfortowe. Skoro pragnęła zostać w tej okolicy, musiałam próbować jej to zapewnić.
- Emm.. Uh.. - jąkałam się. - Jakby to tego.. 
- Jakby to, tego, co? - zniecierpliwiła się. - Mamy mało czasu, sprężaj się. 
- Zastanawiałyśmy się z Sivir, czy nie mogłybyśmy tutaj zamieszkać na stałe. To miła okolica, Siv nie miałaby stąd daleko do szkoły. Nie musiała by spędzać tyle czasu z babcią.. - dodałam po cichu. 
Matka wpatrywała się w nas dziwnym wzrokiem. Wyglądała jakby rozważała wszystkie za i przeciw. Przygryzła lekko wargę, jak to miała w zwyczaju. Nawiasem mówiąc, musiałam mieć to po niej. Głupi nawyk, przez to wiecznie bolą mnie usta.,pomyślałam. 
- Muszę najpierw porozmawiać z tatą. Ale nie sądzę by to był dobry pomysł. - powiedziała po cichu. Wzięłam do ręki jedną ze zrobionych przez nią kanapek. Wyjrzałam przez okno. 
Na dworze było nieco pochmurno. W ciągu godziny najprawdopodobniej zacznie padać. Na szczęście, zła pogoda nie była w stanie popsuć mi humoru. Nikt nie był w stanie popsuć mi humoru, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. 
- Dlaczego to takie ważne? Dlaczego nie możemy tu zostać? - rzuciła Sivir odlewając trochę herbaty do jej ulubionego, zielonego kubka. Mama odwróciła wzrok. 
- Nie musicie wiedzieć wszystkiego. To jest najlepsze wyjście, tyle mogę powiedzieć. 
Ostatnio trochę nad tym główkowałam. I wymyśliłam nawet pewną teorię, co do obawy naszej matki przed czymś, bliżej przez nas niezidentyfikowanym. Nie mówiłam o tym nikomu. Dlaczego? Może po prostu bałam się, że to prawda. Zbyt straszna do udźwignięcia przez czarodzieja, co dopiero przez niemagicznego człowieka. Wolałam wszelkie przypuszczenia zostawić dla siebie. Niech będą sobie bezpieczne w mojej głowie, pomyślałam. 
- Mamo...  - jęknęła Sivir.
-  Nie teraz. Szykuj się, Joy. Masz 5 minut. Czekam przed domem. - mama powiedziała stanowczo. Zabrała kluczyki z kredensu i wyszła z kuchni. Pokiwałam głową w zamyśleniu. Szybko pożegnałam się z siostrą i podążyłam za rodzicielką, która czekała już w samochodzie. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam taty. Zdegustowana wsiadłam do auta i obrzuciłam matkę spojrzeniem pełnym zarzutów. 
- Nie może cię odprowadzić. - odpowiedziała na nie zadane pytanie.
- Scrimgeour znów nie może sobie poradzić z opanowaniem zaklęcia? - warknęłam krzyżując ręce na piersi. Nidy nie lubiłam tego faceta. Był u nas pewnego razu na herbatę. Jeszcze przed tym jak został Ministrem Magii. 
- Z samego rana poszedł do Departamentu Tajemnic. Przykro mi, ale to jego praca. Nie może tego tak po prostu odrzucić na bok. Zresztą damy sobie rade we dwie, czyż nie? - położyła dłoń na moim ramieniu.
- Niby tak, ale.. on tak rzadko żegna się ze mną na King's Cross. - nie powiedziała nic więcej. Odpaliła samochód i milczała przez całą drogę, która, nawiasem mówiąc, minęła w mgnieniu oka. 

Stałam na przeciw ceglastej ściany wpatrując się w nią. Każdy szczegół był dla mnie ważny. Nie wiedzieć czemu, zawsze miałam wrażenie, że jestem w tym miejscu po raz ostatni. Poczułam rękę matki na swoim ramieniu. Spojrzałam jej w oczy i w tym samym momencie razem wbiegłyśmy w ścianę. Peron 9 i 3/4 jak zawsze był niesamowicie zatłoczony w porze wyjazdu. Dookoła stali rodzice i rodzeństwo żegnające się z bliskimi. Ekspress Hogwart zapewne wyczekiwał na nas już od dłuższego czasu. 
Rzuciłam matce ostatnie długie, pożegnalne spojrzenie. W mojej rodzinie nie zbyt lubiliśmy się przytulać. Każdy z nas miał swoją osobistą przestrzeń, której nie chcieliśmy sobie na wzajem zakłócać. Weszłam w głąb tłumu na poszukiwanie moich przyjaciół. 
- Pilnuj Valerie i.. nie wpadnij w zbyt duże tarapaty, co? - dorzuciła jeszcze, nim zniknęłam jej z oczu. Pokiwałam głową, chodź tak na prawdę wcale o to nie dbałam. Tarapaty to niestety moje drugie imię. 
Rozglądałam się dookoła. Jednak w tłumie nie mogłam ich wypatrzeć. Gdzie są moi przyjaciele? Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Chodź delikatne, to bardzo silne ręce Hermiony spoczęły na moich plecach. Hermiona to jeden z wyjątków od reguły. Miała pełne prawo przytulania mnie w każdej chwili. Czym prędzej odwzajemniłam uścisk po czym odwróciłam się do Harry'ego i Rona. Szczerze się do nich uśmiechnęłam na co oni odpowiedzieli tym samym.
- Jak wakacje? - rzucił Ron. 
- Zleciały w mgnieniu oka. - chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem. Spojrzał mi przez ramię, a jego oczy zwęziły się w dwie szparki. Gwałtownie się odwróciłam. Przypuszczałam kogo za chwilę mogę zobaczyć i niestety moje przeczucia się nie myliły. 
Stał kilka kroków przede mną gawędząc ze swoim ojcem. Mężczyzna rozglądał się po dworcu w poszukiwaniu bliżej niezidentyfikowanej osoby. Jak zwykle spoglądał na wszystkich z nieudawaną wyższością. Jego wzrok spoczął na mnie. Nie chciałam być niegrzeczna, więc skinęłam głową na powitanie. Na twarzy ojca Draco pojawił się nonszalancki uśmiech. Szepnął coś do syna i obydwoje skierowali się w naszą stronę.
- Tylko spokojnie. - szepnęła Hermiona. - Nie chcemy kłopotów jeszcze przed dotarciem do Hogwartu, co? - spojrzała na chłopaków. Pokiwali głową z dezaprobatą. 
Moi przyjaciele tolerowali go na początku tylko i wyłącznie ze względu na mnie. Gdy zaczęliśmy się spotykać, ograniczyli swoje komentarze do minimum, co, nie ukrywam, było dla mnie wielką ulgą. Nie podobało mi się to, że na każdym kroku musiałam pilnować, by przyjaciele i mój chłopak nie pozabijali się na wzajem. Gdy Draco mnie tak perfidnie zostawił, zyskali jeszcze jeden powód do okazywania mu nienawiści. Wydawało mi się nawet, że tylko czekali na nasze rozstanie. Jakby zawsze mieli nadzieję, że to Malfoy'owi podwinie się noga. Niestety, ich 'marzenia' się spełniły. 
- Pan Potter i spółka. - zaśmiał się Lucjusz. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym ukradkiem zerknął na syna. Draco jednak wcale się nie kwapił i nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na sekundę. - Jocelyn, co u twojej mamy? - zapytał Lucjusz.
- Wątpię, by to pana w ogóle interesowało, ale wszystko jest w porządku. - powiedziałam wpatrując się w ojca Draco. Wolałam nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z młodym Malfoyem. 
- Interesujące. Proszę, gdy będziesz z nią rozmawiać, przekaż jej wiadomość ode mnie. Mogłaby sprawdzić pocztę raz na jakiś czas. - powiedział typowym dla niego oschłym tonem. Dlaczego on w ogóle próbował się z nią kontaktować? Myślałam, że od dawna ze sobą nie rozmawiają, pomyślałam. 
- Jestem przekonana, że gdyby chciała, to by do ciebie napisała. - Hermiona dźgnęła mnie łokciem w ramie. Gdyby nie ona, nie zwróciłabym nawet uwagi na to nagłe przejście na Ty. Obrzuciłam ją jednak złowrogim spojrzeniem i dodałam: - Panie Malfoy. 
Mężczyzna przymrużył nieznacznie oczy i zlustrował wzrokiem Harry'ego. 
- Co słychać u twoich grubych kuzynów? - uśmiech nie schodził mu z twarzy. 
- Na pewno nie są na diecie, jeżeli o to pan pyta. - odpowiedział odwracając wzrok. 
- Hm, nie pozostaje mi nic innego jak wrócić do pracy. Do zobaczenia Draco. - położył dłoń na ramieniu syna. Młody Malfoy obrzucił go tylko krótkim spojrzeniem. - Miło było cię widzieć, Joy. -dodał pospiesznie i odszedł szybkim krokiem w stronę czekającej na niego żony. 
- Lepiej już chodźmy. - rzekł Ron. - Nie mamy tu czego szukać. - obrzucił Dracona długim nienawistnym spojrzeniem. Malfoy uśmiechnął się tak, że przez chwilę wyglądał jak kopia swojego ojca. 
- Tak, rudzielcu, lepiej zwiewaj. - powiedział rozbawiony i przepchnął się między nami. Nie odwracając się, wsiadł do pociągu. 

Przez dłuższy czas nie odezwałam się ani słowem. Nie dlatego, że nie miałam nic dopowiedzenia. Raczej dla tego, że miałam dopowiedzenia za dużo złych rzeczy. Wolałam więc zamknąć buzię na kłódkę. Do tej pory sama sobie nie potrafiłam wyjaśnić swoich uczuć wobec rodziny Malfoy'ów. Nie chciałam więc rozprawiać na głos o czymś, o czym nie miałam pojęcia. Szkoda, że i tak nie udało mi się tego przemilczeć. 
- Nie rozumiem, co ty w nim widziałaś? - zaczęła Hermiona, patrząc na mnie, jakby mnie w ogóle nie poznawała. Spuściłam wzrok, ale nie odezwałam się. Bo go kochałam? I chyba wciąż go kocham.., pomyślałam tylko. Omal nie wypowiedziałam tego na głos. - Przecież to palant. Zwykła, egoistyczna świnia. 
Choć w niektórych aspektach się z nią zgadzałam, to w tym momencie stwierdziłam, że Hermiona kompletnie nie ma racji. Tak, może mnie zranił i to nie raz. Ale między nami wydarzyło się też dużo dobrego. Nie mogłam wiecznie myśleć tylko o tych złych stronach naszych relacji. Dlatego postanowiłam stanąć w jego obronie. 
- Myślałam, że nie oceniasz książek po okładce. - powiedziałam spokojnie wyglądając przez okno. Nie chciałam na nią naskoczyć. Wyglądało by to zbyt podejrzanie. Jakby za bardzo mi zależało.
- A co, może Malfoy jest inny? - wtrącił się Ron. Harry, choć nienawidził go z całego serca, zawsze pozostawał na neutralnej pozycji. Nie wypowiadał się o nim w obraźliwy sposób, ale nigdy mu nie schlebiał. No, chyba że zaczynał obrażać jego przyjaciół. Wtedy nawet ja nie potrafiłam po prostu na to patrzeć i się do tego nie mieszać. 
- Może tak, może nie. 
- Oszalałaś? - zapytała zniesmaczona Hermiona. Przyłożyła mi rękę do czoła, jakby bała się o moje zdrowie. Strzepnęłam jej dłoń i zerknęłam na nią oburzona. - Nie dąsaj się tak. Przecież wszyscy go dobrze znamy. Wiemy, że z niego zwykły idiota. - nieświadomie wywierała na mnie presję swoim spojrzeniem. Jednak ja nie dałam się jej stłamsić.  
- Znasz go na tyle, na ile ci pozwolił. Skąd wiesz jaki jest naprawdę? Rozmawiałaś z nim? Spędziłaś godziny w jego towarzystwie? Może i zachowuje się jak kompletny kretyn, ale to tylko pozory. - powiedziałam po czym wstałam z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zapytał Harry.
- Idę się przejść. Muszę ogarnąć myśli. - powiedziałam szorstko i wyszłam z przedziału. 
Sama do końca nie wiedziałam gdzie idę. Nogi same niosły mnie przed siebie, nie przesyłając żadnych sygnałów do mózgu. Po chwili znalazłam się przed wagonem ślizgonów. Podeszłam do okna na którym wymalowany był herb naszego domu. Srebrny wąż lśnił w promieniach słońca. Uśmiechnęłam się do siebie. Może nie przepadałam za większością ślizgonów, jednak  w głębi serca zawsze cieszyłam się, że tutaj trafiłam. 
Bez wahania weszłam do przedziału. Momentalnie oczy wszystkich tam zebranych zwróciły się ku mnie. Cichy szmer przebiegł pośród nich. 'Wielbicielka szlam' - usłyszałam. Przewróciłam oczami i spenetrowałam wzrokiem cały wagon. Zastanawiałam się gdzie najbezpieczniej będzie się przysiąść, gdy nagle ktoś pociągnął mnie za ramię. Syknęłam z bólu i gwałtownie się odwróciłam.To Pancy Parkinson, wróg publiczny numer jeden, która oczywiście wciąż nie mogła mi darować moich dobrych relacji z Draco. Spojrzałam na nią. Była ode mnie nieco niższa, co umożliwiało mi zmierzenie jej wzrokiem. Takie małe, a tak wredne, pomyślałam.
Zawsze była dla mnie nikim. Dlatego nigdy się nią nie przejmowałam. Ale do tej pory mi się tak nie stawiała. Obrzuciłam ją nienawistnym spojrzeniem. 
- Myślisz, że możesz się najpierw przymilać do tych swoich szlam, a później wpadać tu jak gdyby nigdy nic? Tiara nie powinna była przydzielać cię do Slytherinu. Przez ciebie nam wszystkim chce się rzygać. Jesteś całkowitym przeciwieństwem ślizgona. - warknęła. Choć starałam się nie brać jej słów na poważnie, w moim oku błysnęła skrywana od dłuższej chwili łza. Dzielnie zatrzymałam ją na swoim miejscu, by nie okazać słabości. Zupełnie jak uczyła mnie matka: nigdy nie okazuj swoich słabości nieprzyjacielowi, bo wykorzysta to ze zdwojoną siłą przeciw tobie. 
Pancy popchnęła mnie lekko w stronę drzwi. Obok niej stanęła jej kochana przyjaciółeczka Astoria Greengrass. Obie zmierzyły mnie wzrokiem. Nim zdążyłam się zorientować, między nami stanął Draco. Omiótł je spojrzeniem, niczym robaki i warknął:
- Odwal się, Parkinson. To nie twój biznes. - spojrzałam na niego zdziwiona. Choć w głębi duszy byłam mu za to wdzięczna, byłam również zniesmaczona i wściekła.Potrafię się sama bronić, pomyślałam. 
- A co, to niby nagle twoja sprawa? - Pancy zaśmiała się gorzko. Dziewczyna, która niby była w nim tak wielce zakochana, patrzyła na niego jakby był skończonym idiotą. Uśmiechnęłam się ironicznie w jej stronę. To od razu przykuło jej uwagę i odwróciła to przeciwko mnie. - Znalazłaś sobie obrońcę? 
- Nie potrzebuję obrońcy. - warknęłam. - Ale to mi nawet schlebia.Wiesz, jestem przekonana, że większa część uczniów stanęła by po mojej stronie, nie po twojej. O ile zaszłaby taka potrzeba oczywiście. A czy zajdzie, to zależy od ciebie. - uśmiech nie schodził mi z twarzy. 
- Masz jakiś problem? - zapytała unosząc brwi do góry. Widocznie moje nastawienie wprawiło ją nieco w zakłopotanie.
- Nie. A ty? - zaśmiałam się. Draco również się uśmiechnął. Zapewne przypomniała nam się ta sama sytuacja. Ten moment, w którym próbowałam go spławić? Cóż, cieszyłam się, że wciąż stoi po mojej stornie w sytuacjach takich jak ta. Nim którakolwiek z damulek zdążyła coś odpowiedzieć, chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku przejścia do drugiego wagonu. 
~*~
Tam tada daaam! 
Dziękuję Wam, że jesteście ze mną przy starcie. 
Cieszę się, że ten blog ma nieco wyższą popularność niż moje inne opowiadania. 
To wiele dla mnie znaczy. Wiecie.. to, że jest tutaj w końcu ktoś kto na głos (na piśmie raczej :D) wyrazi swoją opinię.
 Dziękuję Wam za to i mam cichą nadzieję, że może to grono z czasem nieco się powiększy :)

1 komentarz:

  1. "aż jej się kolczyki zaczęły się mocno bujać na wszystkie strony. "- o jedno "się" za dużo.
    naprzeciw razem, nawzajem także
    "Weszłam w głąb tłumu na poszukiwanie moich przyjaciół."- by poszukać moich przyjaciół
    "nie zwróciłabym nawet uwagi na to nagłe przejście na T."- na Ty :D
    "Slitherinu."- Slytherinu

    Ciekawe co sprawia, że matka Joy nie chce zostać na dłużej w jednym miejscu. Ile można uciekać? Przecież Sivir też powinna zarzyć trochę życia. Może i jest charłakiem, ale to nie znaczy, że powinna być traktowana gorzej. To strasznie niesprawiedliwe. Matka powinna liczyć się także z jej zdaniem.
    Lucjusz Malfoy xd Jak ja go nienawidzę ^^ Jest beznadziejny! To jego wywyższanie się! Brr... zawsze miałam nadzieję, że w końcu umrze, za każdym razem,gdy oglądałam HP. A zachowanie Hermiony i Rona nie spodobało mi się. Nie powinni TAK mówić o Malfoy'u przy Joy. Jakby nie patrzeć, to dwa miesiące to nie tak długo, żeby zapomnieć, prawda? :)
    I Pancy. Weź ją zabij albo ośmiesz jakoś. Się uspokoi xd

    P.S: Rebecca nie przebudziła się po 300 latach, tylko 50-ciu xd Napis wygrawerowano wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń